Aaaaaa, Nowy Rok właśnie się zaczął! Zaczynamy odliczanie, w końcu 365 dni to wcale nie tak dużo na realizację swoich marzeń.
Jakiś czas temu zaczęłam oglądać całkiem przeciętny serial „No Tommorow”. Taka tam, lekka amerykańska komedia. Niby nic, a jednak. Jak trzasnęło, tak zmieniło coś we mnie.
Młoda, delikatna, nieśmiała dziewczyna poznaje niezwykle przystojnego faceta o dość nietypowym podejściu do życia. Mianowicie wierzy on, że dokładnie za 8 miesięcy i 12 dni, asteroida uderzy w ziemię i wszyscy zginą. W związku z tym żyje chwilą i prowadzi notes, w którym ma zapisane wszystkie rzeczy, o których marzy i które chce zrealizować zanim asteroida go zabije 😉 Denne, nie?
Jednak serial ten naprawdę mnie poruszył. Dał mi do zrozumienia, że trzeba żyć chwilą, cieszyć się każdym dniem i zamiast, jak chomik w kołowrotku w klatce iść cały czas tą samą drogą i robić cały czas te same rzeczy, trzeba wyjść poza swój sztandarowy dzień i zacząć realizować swoje marzenia.
Z prezentu urodzinowego, którym był bon do Empiku, kupiłam sobie mały notesik i zaczęłam go uzupełniać. Co lepsze, powoli zaczęłam realizować swoje marzenia. Jedne są błahe i bardzo proste (a tyle lat zwlekałam z nimi), inne wymagają już trochę więcej zachodu, ale uwierzcie mi, i one zostaną w końcu spełnione!
Co umieściłam w liście swoich marzeń?
- zobaczyć choinkę na Times Square
- przejechać się Atlantic Ocean Road
- pojechać do studia Pilates Anytime w Stanach
- zwiedzić Toskanię
- przejść Orlą Perć
- spędzić dzień na puszczaniu baniek mydlanych i skakaniu na trampolinie
- nauczyć się jeździć konno, a przynajmniej wsiąść na konia
- itd 🙂
A co już zrealizowałam?
- kupiłam sobie najbardziej obciachowy sweter na święta 😀 (nawet nie pamiętam, od kiedy taki chciałam mieć!)
- spędziłam Gwiazdkę poza domem -> wyjechaliśmy do Władysławowa
- zorganizowałam imprezę przebieraną
- kupiłam sobie bluzę Abercrombie&Fitch, taka z futrem w kapturze (wyobraźcie sobie, że chciałam taką mieć i od 10 lat jej nie kupiłam!!!!)