W 2012 roku przeszłam 10 dniowy detoks. Nie, to nie była głodówka odchudzająca. Raczej oczyszczająca. I po tym mnie trochę olśniło, zrezygnowałam z brania leków. A brałam różne. Przede wszystkim odpuściłam tabletki antykoncepcyjne. A brałam je 10 lat! Przestałam brać leki przeciwbólowe, uspokajające, regulujące pracę jelit. Bla bla bla. Tak, to był bardzo duży krok w moim życiu. Szczególnie przez fakt, że moi rodzice są profesorami, obydwoje uczyli farmakologi. Zatem rezygnacja z farmakoterapii była dość drastycznym krokiem.
W każdym razie, od tego czasu zaczęłam stosować wszystkie możliwe naturalne metody leczenia. Soki z malin, czarnego bzu, aronii. Cytryna i miód. Herbata z lipy.
Odkąd młody podrósł, on ma raptem gluta, a ja jestem w stanie umierającym 😉 No bo ile można mieć katar lub ból głowy?
Obecnie młodzieniec ma podejrzenie zapalenia oskrzeli. W badaniu osłuchowym jest furczenie i rzężenie. Ja również nie czuję się najlepiej. Zatem poszły w ruch największe i najmocniejsze środki:
- przekleństwo mojego dzieciństwa, czyli tzw zajzajer. Tylko ulepszony. Czyli mieszanka soku z cytryny, czosnku, miodu. Wzbogacona o świeży imbir i kurkumę. Pyszność!
- sok z ananasa. Nie kupny, ale taki domowej roboty. Nawet nie przez wyciskarkę a w Thermomixie.
- sok z aceroli i jabłka, bez cukru oczywiście.
- askorbinian sodu – moja moc!
I zobaczymy co to wszystko przyniesie 😉
MOCY PRZYBYWAJ!
A jak tylko moc przybędzie, ostro biorę się do pisania! 😀