Część mogliście już przeczytać tu https://mojpilates.pl/2017/07/14/akademia-pilates/, ale teraz dajemy po całości 😉
Pochodzę z naukowej, profesorskiej rodziny. Ojciec jest geniuszem. Serio. Tak łebskiego faceta znałam osobiście tylko jednego i był nim prof. Jerzy Vetulani, niestety świętej pamięci już. Drugim jest mój Jurgen. Profesurę odebrał od Wałęsy, mając 40 kilka lat. Potem był dyrektorem placówki PANu w Łodzi. Potem placówkę zamknęli, a on został szefem katedry farmakologii na UM i specjalistą od leków stosowanych w okulistyce. Teraz siedzi sobie na emeryturze i skrobie krzyżówki. Moja matka to naukowy killer, krwawa Jolanta. W młodości laureatka olimpiad, na studiach prymus i kujon. Profesurę wręczył jej Kwaśniewski, również w wieku 40 kilku lat. Skubana, zajmuje się dopalaczami obecnie i jest szefem katedry farmakodynamiki na farmacji UM w Łodzi. Łeb jak sklep jak to się mówi potocznie. Jakie mogło być zatem moje marzenie? Oczywiście, być wykładowcą. Jednak, jak już wiecie, na studiach doktoranckich wytrzymałam niecały rok, przeliczyłam się z czasem poświęcanym na prowadzenie studia a bycie doktorantem. Zatem droga uczelniana nie wypaliła. Profesorem nigdy być raczej nie chciałam, nie za te pieniądze jakie Polska może zaoferować obecnie. Więc zawsze chciałam uczyć innych, czemu więc nie na ścieżce pilatesowej?
Problemem był mój brak wiary w siebie. Że ludzie będą oceniać. Że będą hejtować. Że umiem za mało by uczyć innych. Że tworzę sobie konkurencję. Że mi się to czkawką odbije. Ale przede wszystkim, że nie jestem na tyle dobra, by zacząć się tym zajmować… I tu z pomocą stanęła mi Joanna z Dobrego Pilatesu, która chyba dość dobitnie postawiła mnie na ziemi i po prostu wyznaczyła termin moich pierwszych warsztatów. I tak zaczęła się moja przygoda.
Warte podkreślenia jest tu słowo WARSZTATY. Moi drodzy, ja nie prowadzę szkoleń i w najbliższym okresie nie mam zamiaru tego robić. Dlaczego? W mojej głowie i w moim słowniku szkolenie to totalny proces nauczania kogoś czegoś od samego początku. Nie podejmuję się nauczenia słonia truchtu czy krowy wycia. Pewno by się mogło to i udać przy odpowiednich technikach i narzędziach, ale to jeszcze nie dla mnie. To zbyt poważna sprawa, ogrom przygotowań samego planu działania i szkolenia, a co dopiero prowadzenie. By miało to ręce i nogi doba musiałaby mieć minimum 48 godzin, a tydzień 10 dni, a całość i tak zajęłaby mi rok jak nic. W chwili obecnej stan nieosiągalny. Fizycznie, jak i psychicznie. Warsztaty są dla osób, które podstawową wiedzę już posiadają i pragną ją dalej rozwijać. Którzy w dużej mierze wiedzą czego chcą (a przynajmniej tak im się wydaje) i co dalej z ową wiedzą zrobią. I tu z pomocą przychodzę ja.
Na pierwszy ogień powstały warsztaty o ćwiczeniach Pilates w schorzeniach kręgosłupa i wadach postawy. Są w Polsce zwolennicy teorii spiskowej mówiącej, że tematyka warsztatu została specjalnie dobrana, by zrobić komuś na złość. Teorię tę właśnie obalam tymi oto argumentami:
- po pierwsze jestem z wykształcenia fizjoterapeutką, trudno było by więc prowadzić mi warsztat o ćwiczeniach dla golfistów, gdy nigdy nie trzymałam kijka do golfa w ręce (tu mi się przypomina historia czemu w ogóle zdecydowałam się obejrzeć film „Wstyd” z Michaelem Fassbenderem. Otóż kiedyś oglądałam jakąś galę rozdania nagród filmowych i Mel Gibson zapowiedział go tymi oto słowami „A teraz nagrodę wręczy/nagrodę dostanie (nie pamiętam) aktor, który mógłby trzymać kij od golfa mając ręce splecione z tyłu”…. Faktycznie, pierwsza scena filmu to potwierdziła :p)
- po drugie pilatesem zajmuję się od 12 lat, z czego od 7 lat prowadzę treningi indywidualne, z czego 90% to treningi dla osób z problemami z kręgosłupem
- w ciągu ostatnich 2 lat zdecydowanie wyspecjalizowałam się, dzięki właśnie moim klientom, w prowadzeniu treningów przy wadach postawy, dyskopatiach, rwach kulszowych, osteoporozach, złamaniach kręgosłupach, stanach po operacjach kręgosłupa itd itp
- to mnie kręci i to mnie fascynuje, koniec kropka!
Warsztat „Ćwiczenia Pilates w wadach postawy i schorzeniach kręgosłupa” trwa 2 dni. Pisanie skryptu do niego zajęło mi 2 miesiące. Uzupełnianie skryptu o zdjęcia, ryciny i potrzebne, jak się okazało, opisy, kolejny miesiąc. Stworzenie tabeli uporządkowującej wszystkie opisywane ćwiczenia – tydzień. Przeczytałam w tym czasie dodatkowo 4 gigantyczne książki, 2 anatomie, masę artykułów i stertę materiałów szkoleniowych. Nie można mi zatem zarzucić braku przygotowania 😉 W czasie warsztatu nie mówię czego nie wolno i co jest zabronione. Wręcz przeciwnie, tłumaczę i pokazuję co można, i jak się okazuje, można całkiem sporo, tylko z głową. Dużo ćwiczeń obejmuje sprzęt, jak cadillac, reformer, krzesło czy beczka. Wiele osób uważa, że zbyt dużo. Ja jednak uważam, że prędzej czy później instruktorzy poznają sprzęt i się na niego przeniosą. Tak samo jak z prowadzenia zajęć grupowych zapewne ukierunkują się na prowadzenie treningów indywidualnych. Stąd wyprzedzenie tych sytuacji i chęć pokazania innej odmiany znanych już ćwiczeń. Poza tym, trzeba się czymś wyróżnić na rynku! Oczywiście, że mogłabym bardziej skoncentrować się na ćwiczeniach na macie, ale daję Wam odciąć sobie rękę, że nie pobudzi to Waszej wyobraźni tak, jak pokazanie ćwiczeń na sprzęcie często niedostępnym. A uwierzcie mi, że to jakie pomysły na domową wersję reformera czy cadillaca słyszałam już na warsztatach, pokonały nawet moje wyobrażenia!
Na drugi warsztat wpadłam już sama. Gdy w czasie przygotowań, a następnie prowadzenia pierwszego, zobaczyłam, jak bardzo mi brakuje tego drugiego do 100% uzupełnienia przekazywanych przeze mnie informacji. I tak oto powstała tematyka głębokiej stabilizacji w Pilatesie. Jednodniowy warsztat, na którym będę tłumaczyć, jak i co napiąć i w jakim ćwiczeniu wzmocnić, by popracować na tych głębokich mięśniach ludzkiego ciała. Jak wytłumaczyć klientowi, gdzie ma czuć pracę i czy na pewno wykonuje ćwiczenie w sposób prawidłowy. Zauważyliście, że często na szkoleniach tylko wspomina się o istnieniu tzw. core, ale rzadko kiedy dokładnie pokazuje i tłumaczy jak ono ma pracować? Co to znaczy winda zatrzymana na pierwszym piętrze? Pierwszym piętrze wieżowca czy kamienicy, gdzie wysokość pięter różni się między sobą dramatycznie. Mięsień poprzeczny brzucha napięty na 30%, czyli pasek zapięty na trzecią dziurkę? A jaki jest rozstaw tych dziurek? Wizualizacja i wyobraźnia jest niezwykle ważna w pracy instruktora pilates ale musi za nią stać rzetelna, sprawdzona na swoim własnym ciele wiedza. Bo jeżeli instruktor nie będzie wiedział jak czuć wielodzielny czy poprzeczny, to jakim cudem ma to wytłumaczyć swojemu klientowi? No way! Z takimi więc problemami będziemy się borykać na warsztacie stabilizacyjnym.
Po więcej informacji zapraszam na http://www.treningipilates.pl/szkolenia