Jakie cechy ma DOBRY nauczyciel?

Czas szkoleń to nie tylko czas Waszej edukacji i mojego zaangażowania, ale również moich przemyśleń. Moment, w którym dzieląc się swoją wiedzą kształtuję i systematyzuję Waszą wiedzę. I choć robię to od lat, to i tak za każdym razem cieszy mnie to tak samo mocno. I zawsze tak samo bardzo chcę przekazać wszystko co najważniejsze i najlepsze. W najbardziej przystępny sposób. Czy to czyni mnie DOBRYM nauczycielem?

Na miano DOBREGO nauczyciela w mojej ocenie składa się wiele aspektów.

Na pewno jedną fundamentalnych kwestii jest doświadczenie. Dobry nauczyciel powinien mieć dobre i wystarczająco długie doświadczenie. Wiedza to jedno, ale zastosowanie jej w praktyce to już co innego. Doświadczenie zdecydowanie rozwija i uczy. Eliminuje ewentualne ryzyko popełnienia błędu. Otwiera na wiele nowych sytuacji. Pomaga w radzeniu sobie z totalnie każda sytuacją i pytaniem zadawanym przez ucznia.

Dobry nauczyciel to taki, który rozwija się. Nauczyciel tonie zawód, że możemy osiąść na laurach. To zupełne tego przeciwieństwo. Nauczcie powinien stałe uzupełniać i rozwijać swoją wiedzę i praktykę. Powinien być aktywny umysłowo. Głowa, która nie pracuje staje się trudniejsza w obyciu. A przecież tu potrzeba ciągłej świeżości umysłu. Otwarcia na nowe.

Powinien praktykować, bo nie samą teorią człowiek żyje. Doświadczenie i wiedza to super sprawa. Ale praktyka to również podstawa. Rozwój ciała nauczyciela jest równie ważny jak rozwój umysłowy.

Musi umiejętnie tłumaczyć i słuchać. Na świecie jest wielu nauczycieli. Ale jak wielu jest takich, którzy realnie docierają do swoich odbiorców? Tych, którzy słuchają swoich uczniów i tłumaczą tak, że od razu wiadomo jak wykonać ruch. A no właśnie. Umiejetność prowadzenia szkoleń, tak aby kursanci rozumieli przekaz i mogli wykorzystać go w przyszłości, jest kluczowa! Trzeba pamiętać, że nie tłumaczymy sobie, lecz komuś. Zróbmy to najlepiej jak potrafimy. Koniecznie ćwiczmy przemawianie, nawet w małym gronie swojej rodziny czy chociażby mówiąc do lustra. Starajmy się robić plan przebiegu takich szkoleń i często pytajmy czy wszystko jest zrozumiałe.

Dobry nauczyciel to wsparcie. To wsparcie wiedzą nie tylko podczas szkolenia. To nie tylko odpowiadanie na pytania w trakcie nauczania. To również kontakt w chwilach, gdy uczeń ma sytuacje trudną i pisze do nas w sprawie porady. Jako nauczyciele ofiarujemy swój kontakt by osoby, które uczymy, były jak najlepsze. No przecież właśnie o to nam chodzi.

I najważniejsza kwestia moim zdaniem to Dobry nauczyciel powinien czuć powołanie. To jest mega mega mega ważne. Aby czuć, że to jest to, że robię to z pasją i zaangażowaniem. Chce wypuszczać najlepszych nauczycieli. Jeżeli ktoś robi to tylko dla kasy lub ze zwykłego widzi mi się, to nigdy nie zadziała. I bardzo szybko wyjdzie na jaw.

Witaj szkoło!

Pierwszy dzień roku szkolnego rozpoczynam od sprawdzenia obecności. Wszystkie trenerki Movimento Pilates są na swoich stanowiskach, łącznie ze mną. Można rzec, poniedziałek taki jak każdy, ale nie do końca. Wrzesień jest wyjątkowym miesiącem dla każdego nauczyciela oraz ucznia. Dla szkoleniowców, trenerów, osób uczących się, a także klientów. Ulice zapełniają się samochodami, sklepy ludźmi, studia klientami. Plany lekcji, grafiki i kalendarze mają już mnóstwo zapisków. Pojawia się coraz więcej obowiązków. Nowy rok szkolny wszedł w życie pełną parą 😀

Drodzy wszyscy, czeka nas wspaniały, pełen przygód czas 🙂

Nowy rok szkolny to też nowe cele, nowe plany. Takich planów na ten rok przewiduję, jak zawsze, całkiem sporo. Nie wszystkie zostaną zrealizowane, tak to już bywa, ale te 70 % wykonania planu powinno nas cieszyć. Szczególnie jeżeli takich podpunktów mamy wiele i nie wszystkie zależą tylko i wyłącznie od nas.

W Movimento Pilates wraz z nowym rokiem pojawiła się nowa, długo wyczekiwana opcja treningów grupowych. Zajęcia te prowadzą 3 nauczycielki, które już w większej lub mniejszej części znacie. Zajęcia grupowe, niby nic wielkiego, jeśli pracuje się już z klientami chociażby indywidualnie. Jednak nie do końca. Praca w jednej, jak i drugiej i wersji wymaga innych narzędzi, innego warsztatu, innych treningów i innego podejścia. Spokojnie, nie oznacza to, że dziewczyny będą Was okładały kijkami jeżeli nie dacie radę wykonać danego ćwiczenia na zajęciach grupowych. Chodzi tu o umiejętne dostosowywanie poziomu trudności treningów do umiejętności grupy. Ale zajęcia grupowe to dla trenera również podział skupienia. Gdy przy kliencie indywidualnym mamy tylko jego, tak przy grupowym jest kilka osób, które musimy bacznie obserwować z każdej możliwej strony. Uwaga się rozprasza z jednego ciała na kilka. Jednak nie ma co siać obawę. Dziewczyny zwarte i gotowe, czekają by ruszyć. Wiedza była sukcesywnie odświeżana. Przygotowania będą zwieńczone naprawdę świetnymi treningami na pilatesowym sprzęcie. A tytuły zajęć to Reformer, Sprzęt mix i Reformer dla zdrowych pleców. Będzie wymagająco i skutecznie. Czyli tak, jak to zwykł działać mój zespół.

Nowy rok szkolny to również nowy sezon w szkoleniach. Wyzwanie dla mnie w roli nauczyciela. Do końca semestru zimowego mam kalendarz wypełniony po brzegi. Szkoleń, jak co roku, mam taką listę, że mocno zastanawiam się jak je upchać, by mieć choć parę wolnych weekendów

😂

Ale nauka przede wszystkim! Dlatego będzie dużo, owocnie, dla każdego coś dobrego. Zgodnie z sentencją „Ucz się, ucz, bo nauka to potęgi klucz” 😛

Proszę zwróćcie uwagę na maj roku 2024. Semestr letni w pełni. Zaraz koniec roku szkolnego (tak wybiegłam w czas). To będzie, krótko mówiąc, miesiąc petarda! Pojawią się dwie wspaniałe nauczycielki i ja. Swoją obecnością zaszczyci nas Julie Driver oraz Amy Havens ❤️ Klasa sama w sobie. Nie muszę chyba mówić, że możecie się już zapisywać na te wspaniałe majowe dni 😉

Nowy rok szkolny do duże przedsięwzięcie nie tylko dla nauczycieli, ale również dla uczniów. Bycie uczniem to wcale nie taka prosta sprawa. Wiem, ponieważ sama wciąż nim jestem. A poza tym, czym by był nauczyciel, gdyby nie było uczniów. Pod koniec września jadę do Włoch na event Balanced Body. W pięknym miejscu, po włosku, ze świetnymi nauczycielami i we wspaniałym towarzystwie. Po tym wydarzeniu nie planuję już wyjazdów, ale kto mnie zna, ten wie, że ostatnio spontaniczne decyzje podejmuję nad wyraz często.

Dwie strony medalu…

Wpis z zeszłego poniedziałku wywołał poruszenie, zarówno od strony nauczycieli pilates (w przewadze), jak i klientów zajęć grupowych i indywidualnych. Chcę zatem spojrzeć na temat ceny za ćwiczenia pilates od strony nauczyciela oraz od strony klienta. Gotowi?

Co stanowi o cenie treningu od strony nauczyciela:

  • jak pisałam w poniedziałek, dużą rolę odgrywają ceny szkoleń i wyjazdów szkoleniowych
  • koszt sprzętu także wpływa na cenę treningu
  • ale dodatkowo mamy rynek w najbliższym obszarze, czyli jakie ceny mają osoby o podobnym doświadczeniu
  • oraz rynek ogólnokrajowy, czyli jakie ceny zajęć oferują studia butikowe lub większe w całym kraju

Gorzej, znacznie gorzej bym napisała, jest wtedy, gdy badanie rynku robi osoba dopiero zaczynająca się szkolić, trochę pracująca jako instruktor pilates (często na macie w jakimś klubie) i generalnie posiadająca jeszcze niewielką wiedzę i niewielkie doświadczenie. Przegląda Google w poszukiwaniu studiów pilates (wiem, bo sama to wielokrotnie robiłam), wynajduje te najbardziej znane i do nich ustawia swoje stawki. I w ten oto sposób osoba będąca rok na rynku ma ceny za treningi jak osoba będąca 10 lat na rynku.

Klient nie musi się znać na pilatesie, nie musi wiedzieć jakiej jakości i jakiego treningu ma się spodziewać. Może być obdarowywany ćwiczeniami na sprzęcie, z którego instruktor się nawet nie przeszkolił. Wtedy 250zł za trening jest zdecydowanie za drogo!

Rynek w Polsce zwariował. I to nie tylko pod kątem cen treningów. Za wizytę u fryzjera w Łodzi płaci się od 200 do 500zł wzwyż nawet. Hybryda na dłonie – 200zł. Psycholog 150-200zł. Ginekolog – 300zł. Psychiatra – 300zł. 2 porcje ramenu – 80zł. Ropa – 7zł/litr. Powiedzmy sobie szczerze, że coraz bardziej dbanie o siebie, swoją kondycję oraz swoje zdrowie, jedzenie na mieście czy stosowanie diety pudełkowej, to kosztowne sprawy. Brutalna prawda jest taka, że na zajęcia pilates indywidualnie przychodzą tylko Ci, których na to stać. Albo którzy wiedzą, że muszą lub wierzą, że muszą.

Za granicą nie jestem do końca pewna, czy pilates jest treningiem luksusowym. Nigdy nie zapomnę jak byłam w Paryżu w zwykłym markecie. Pani przede mną robiła zakupy dla rodziny, tak na pół koszyka. miała piękne okulary Chanel i torebkę LV. Ja na swoje pierwsze okulary Chanel zbierałam kilka lat 😛 A ta Pani zapłaciła za swoje zakupy dokładnie tyle i kosztowały jej okulary. W Los Angeles cena treningu grupowego na maszynach to powiedzmy 30$. 30$ kosztuje porządne, wcale nie ekskluzywne, śniadanie. Oznacza to, że jeśli śniadanie kosztuje 30zł, trening jeden na jeden to 100zł. Różnica 70zł. W Polsce śniadanie kosztuje 30zł a trening 200zł. Różnica to 170zł. Jest to strasznie dołujące. Szczególnie dla polskich instruktorów szkolących się poza krajem, gdzie nawet trening online kosztuje 100 euro, czyli 450zł. Musimy się strasznie napracować, by funkcjonować w świecie tych ekskluzywnych ofert…

Od czego zależy cena treningu pilates? Martwiące, ale prawdziwe. Od tego, za ile nauczyciel jest go w stanie sprzedać. Samoocena i wiara w swoje możliwości (w wielu przypadkach nazywana po prostu głupotą i lekkomyślnością) potrafi sprawić cuda…

Dlaczego tak drogo?!

Jak ja uwielbiam to pytanie 😛 Już chyba nawet mnie ono nie drażni, w pewien sposób uodporniłam się na nie. Ile razy słyszałam je w obu poprzednich studiach (gdzie przede wszystkim były zajęcia grupowe), tego nie zliczę. Teraz sięgam pamięcią do roku 2010, kiedy to otwierałam swoje pierwsze studio, i krzyczę sama do siebie, dlaczego tak tanio?!

W zeszłym tygodniu napisałam blog post o zmianach jakie nadejdą z początkiem września. A teraz przyszedł czas na uzupełnienie wszelakich informacji i rozwianie wątpliwości.

Grupy i wyposażenie

Po pierwsze należy podkreślić, że pilates rozwija się teraz przede wszystkim w studiach butikowych (wyposażonych w pojedyncze sprzęty i nastawionych na treningi tylko personalne lub też wyposażonych w dwa/trzy duże sprzęty z możliwością prowadzenia treningów w duecie lub w trio) oraz, coraz liczniej pojawiających się, większych studiach wyposażonych w sporą liczbę reformerów (nastawionych na zajęcia grupowe z wykorzystaniem dużego sprzętu). Jak zaczynałam swoją pilatesową karierę pilates był tylko i wyłącznie w grafikach klubów fitness. Tamtejszy pilates na macie niewiele miał wspólnego z pilatesem obecnym. Choć ta wypowiedź nie jest wiarygodna, gdyż albowiem tego zjawiska kompletnie nie śledzę. Jednak pamiętam tę ilość ludzi na sali (od 20 wzwyż) i jak bardzo nie sposób było im porządnie wytłumaczyć o co w pilatesowych ćwiczeniach chodzi. Przyznaję, że takie zajęcia mijały się z celem, tym samym idealnie wpisując się w kanon klubów fitness. Inwestycją dla właściciela takiego klubu były maty, taśmy elastyczne, duże piłki. Tania sprawa. No, czasem zdarzało się bosu. W 2010 roku, w swoim studio, jako pierwsza w Łodzi wprowadziłam na zajęcia pilates wałki, magic circle, małe piłeczki, dyski sensomotoryczne (już nie wspominając o tym, że jako pierwsza w Łodzi otworzyłam studio z grupowym, lecz profesjonalnym pilatesem i jako jedna z pierwszych miałam grupowe zajęcia na reformerach). Inwestycja już większa, ale wciąż takie wydatki to nic w porównaniu do wyposażenia studia w duży sprzęt. Sam reformer to koszt dobrych kilkunastu tysięcy… Pojawiają się więc tutaj dwa bardzo istotne czynniki ceny. Na jednym końcu są duże grupy oraz tanie wyposażenie w postaci drobnego sprzętu, na drugim zaś duży sprzęt i małe grupy.

Multisport i inne karty

Kolejną kwestią jaka idzie za takimi zajęciami i klubami fitness, jest ogólna ilość ludzi korzystających z ofert klubu. Jeżeli byłby to klub w jakim pracowałam jako studentka, z dwoma wielkimi salami fitness, salą do spinningu i rozbudowaną siłownią, myślę, że w rotacja klientów mogła spokojnie sięgać do 150 osób na godzinę. Przy takim, jak i oczywiście większym, przemiale klientów, akceptowanie kart typu Multisport się sprawdza. Nie mam najmniejszego pojęcia jakie stawki otrzymują kluby za jednorazowe wejścia, ale gdy ja miałam duże studio, było to wręcz uwłaczające. I na nic się zdały negocjacje warunków umowy, że sprzęt bardzo drogi, że kadra świetnie przeszkolona za niemałe pieniądze, że mała ilość osób ćwiczących… Na nic zdały się także moje rozmowy z prawnikiem, pisanie opinii, tłumaczenia. Stawki nie można było podnieść i już… Wyobraźmy sobie, że studio jest wyposażone w 5 reformerów o łącznej wartości 100 tyś złotych. Szkolenia instruktorów mogą sięgać aż do 30 tyś złotych, jeśli chce się mieć uprawnienia międzynarodowe. Instruktor zarabia 100 złotych za godzinę zajęć. Jak ma zarobić klub, jeśli z karty za jednorazowe wejście otrzymuje np. 20 zł brutto? Aby było to dla klubu opłacalne… tutaj mamy długi proces intensywnego myślenia… i nie, to nigdy nie będzie opłacalne. Sytuacja finansowa klaruje się tu bardzo szybko.

Szczerze powiem, że osobiście strasznie denerwuje mnie zarzucanie nauczycielom pilates, że ich ceny są zbyt wysokie. Oczywiście, strasznie mnie wkurza, gdy jakiś nauczyciel wali cenę z kosmosu po 2 latach pracy w branży. Ale weźmy pod uwagę kilka ważny faktów decydujących o wysokości ceny za trening.

Wyobraź sobie taką sytuację… Pracujesz w małej grupie, gdzie nauczyciel wszystko widzi i ma czas i możliwości na to, by do każdego podejść i go skorygować. Ćwiczysz na bardzo dobrym jakościowo sprzęcie, istniejącym na rynku od lat, sprawdzonym i z atestami. Zajęcia prowadzi instruktor, który od lat się szkoli u najlepszych nauczycieli (w Polsce i za granicą), stale pogłębia swoją wiedzę i się rozwija. Jest empatyczny i doskonale nawiązuje z Tobą kontakt. Czujesz się u niego bezpiecznie, wiesz, że pomaga Twojemu ciału wrócić do sprawności. Być może uchroni Cię przed operacją. Być może zmniejszy ból Twoich pleców. Poprawi postawę ciała. Poprawi ogólną sprawność. Zapłacisz mu 50 złotych za 60 minut jego pracy? Czy zapłacisz mu 200 złotych wiedząc, że zaopiekuje się Tobą i Twoim ciałem najlepiej ze wszystkich?

Duże zmiany :D

W ciągu roku można wyznaczyć sobie kilka etapów, kiedy można z wielkim impetem zacząć nowy rozdział życia i wdrożyć różne postanowienia. Mamy Nowy Rok, majówkę, wakacje, początek roku szkolnego/akademickiego, Święta Bożego Narodzenia, a także pełnię, trzecią gwiazdę Lwa w ascendencie siódmej Wagi itd.

Ja, przyznaję się szczerze, jestem koszmarna w postanowieniach. Spisuję ich całą masę, a gdy przychodzi co do czego, okazuje się, że jestem w czarnej dupie i nic nie osiągnęłam. Więc dobrych kilka lat temu zrezygnowałam z takiej formy zachęcania siebie do zmian. Ale ja to ja, a moja firma to działanie biznesowe.

I tak oto, trutututu, wielki plan jaki zostanie wdrożony z dniem 01.09.2023 (słaba data zważywszy na to, że Sylwester w tym roku ma datę 12.31.23, czyli 123123…).

Jakie zmiany nadejdą?

ZAJĘCIA GRUPOWE PILATES NA SPRZĘCIE

Czyli coś na co wiele osób czekało. Także oto jest. Moja niespodzianka dla Was, z której bardzo się cieszę. Zatęskniłam za organizacją takich zajęć.

  • Najważniejsza informacja jest taka, że zapisy na zajęcia będą jedynie przez internetowy system fissey.com. Jeżeli ktoś już chodził do mojego dużego studia Movimento na zajęcia grupowe, ten wie o co chodzi. Jest to dokładnie ten sam system.
  • Obowiązywać będą jedynie karnety Movimentowe na daną ilośc wejść 1wejście 100 zł, 4 wejścia 360 zł. Karnet obowiązuje przez miesiąc od daty zakupu. Karnety również zakupujecie przez system fitssey.com. Transakcje odbywać się będą wyłącznie bezgotówkowo. Nie honorujemy żadnych kart typu Multisport.
  • Jeżeli musisz zrezygnować z zajęć zrób to 24h przed ich rozpoczęciem. Jeżeli anulacja nastąpi później pobrana zostanie automatycznie opłata za zajęcia.
  • Wielkości grup – 6 osobowe.
  • Zajęcia będą zarówno typowo na reformerach w opcji z wieżą, ale także na sprzęcie tj, Cadillac, Krzesła, Spine Correctory i Beczki.
  • Zajęcia prowadzić będą Patrycja i Olga, które już znacie. Oraz Aleksandra Przybył. Olę mogą pamiętać osoby z dużego studia Movimento. Jest to kadra z wiedzą i doświadczeniem. Lepiej być nie może.
  • Miejsce odbywania się zajęć to Legionów 119.
  • Każde z zajęć trwa 55 minut.
  • Zajęcia odbywać się będą we wtorki, środy i czwartki w godzinach popołudniowych. Z biegiem czasu grafik będzie się poszerzał o godziny poranne.
  • Przykładowy grafik zajęć

ZMIANA CEN TRENINGÓW PERSONALNYCH

Podwyżka cen treningów indywidualnych u moich dziewczyn.

  • ze 150 jednorazowo na 180, 4 wejścia zamiast 560 na 680 (wtedy 170 za trening) , i w pakiecie 8 wejść 1280 (160 za trening)

Konsultacje ze mną pozostają w cenie 300zł. W cenę wliczone są: wywiad, analiza postawy stojącej, siedzącej i leżącej, badanie mięśnia poprzecznego brzucha i wielodzielnego w odcinku lędźwiowym z wykorzystaniem USG, dobór właściwych ćwiczeń i zestaw ćwiczeń do domu (nagrany lub rozpisany)

NOWE SZKOLENIA

Jesienią odbędzie się pierwsza edycja szkoleń Balanced Body na Cadillacu, Krześle i Beczce. Już nie mogę doczekać się kolejnego zjazdu. Gdzie tym razem wejdziemy z moimi uczniami na najwyższy level pilatesowej wiedzy.

Po co komu ćwiczenia zaawansowane?

W pewnym momencie instruktor dochodzi do szkolenia sprzętowego na poziomie zaawansowanym. Co to znaczy? To znaczy, że uczy się uczyć i wykonywać wręcz akrobacje. Wiele z tych ćwiczeń praktycznie nie nadaje się do pracy ze zwykłym klientem jaki przychodzi do studia pilates. Zatem po co one komu?

Każde ćwiczenie instruktor powinien poczuć na sobie. Co i jak pracuje, co i jak ustawić, gdzie są granice i jak przebiega ruch. Ale warto pamiętać, że instruktor to też człowiek. Ma swoją przeszłość, ma swoje napięcia i ograniczenia, są rzeczy, których być może nigdy nie wykona. Tak samo jak klient. Idealnie by było, gdyby instruktor był w stanie wykonać każde pilatesowe ćwiczenie na każdym poziomie zaawansowania. Ale tak się po prostu nie da. Spróbować warto, zachęcam, ale bez biczowania, że czegoś nie potrafię. Niektóre pilatesowe szkoły kładą duży nacisk na praktykę własną i doskonalenie swoich umiejętności ćwiczeniowych nawet w tych najbardziej zaawansowanych wersjach. Dla mnie jednak o wiele ważniejsze jest rozumienie ruchu, umiejętność wytłumaczenia go (perfekcyjnie), znajomość anatomii i biomechaniki, aby wiedzieć co się napina i kiedy źle się dzieje.

Reformer, Cadillac, Krzesło czy Beczka… To tu są ćwiczenia, które pięknie wyglądają na Instagramie, ale ich wykonanie wymaga w cholerę dużo włożonej pracy. Ćwiczenia na poziomie zaawansowanym są multizadaniowe, spełniają wszystkie pilatesowe zasady oraz wymagają olbrzymiej świadomości ciała. Są piękne i piekielnie trudne. Lecz, gdy chociaż raz uda się je wykonać, duma rozpiera serce, a uśmiech z ust nie schodzi. A gdy dzięki prowadzeniu instruktora klient je zrobi, wtedy duma rozpiera nie tylko serce, ale i całe ciało. Dobra rada dinozaura – czasem wystarczy zrobić z klientem delikatny wstęp to zaawansowanej wersji ćwiczenia, pochwalić go i zaznaczyć, że jest to top of the top, a serce klienta będzie się radować przez kilka dni.

Na zaawansowanym krześle, które miałam zaszczyt przedstawić moim uczniom, ( nawet rzec mogę, że bliskim znajomym) ćwiczenia, które były top best of the best. Wisienka na torcie, no może bez stania na głowie na krześle czy stania na rękach. To już, jak dla mnie w każdym razie, jest Hiper Advance. Ćwiczenia zaawansowane są na granicy z akrobatyką. Mówi się, że dziadek Pilates miał do czynienia z cyrkiem. Czyż akrobacje cyrkowe to nie zaawansowany pilates? Trapez w Cadillacu, na którym człowiek się buja i wije, to nie odwzorowanie trapezu akrobatycznego? Stanie na rękach na krześle? Mostki na reformerze? Przeciętnemu klientowi, oprócz fancy fotek na Instagram, takie ćwiczenia do życia, bycia fit i bycia sprawnym, są całkowicie niepotrzebne.

Jednak czasem pojawi się klient, baletnica, siłacz, wieloletni tancerz, sportowiec, inny instruktor. Oprócz podstaw (a jak wiadomo, podstawy są zawsze najtrudniejsze, gdyż trafiają do najsłabszych miejsc w ciele), warto znać asortyment zaawansowany, by dać wyzwanie i pokazać, że wciąż ciało klienta ma dużo do zrobienia.

Wiele ćwiczeń zaawansowanych instruktor uczy się sam dla siebie i swojej frajdy. Przez 12 lat pracy z klientami na dużym pilatesowym sprzęcie, na palcach obu rąk mogłabym policzyć tych klientów, z którymi takie ćwiczenia przerabiałam. Warto, by instruktor wiedział, kto co może wykonać, zamiast szpanować swoją wiedzą i umiejętnościami, gdyż to wcale tak zarąbiste nie jest, a klient z podziwu łatwo może przejść w stan zażenowania, zazdrości i zasmucenia, że on tak nie potrafi. Ba, czasem wręcz się zdarza, szczególnie u starszych klientów aręgosłupowych, że na takie fiki miki patrzą z przerażeniem oraz zniesmaczeniem. Bo co też Ci młodzi i wychudzeni sobie wyobrażają, skoro plecy mają zdrowe.

Dodatkową kwestią jest fakt, że wiele zaawansowanych ćwiczeń bezpiecznych nie jest. Nawet nie chodzi o to, że są niebezpieczne, ale o to, że niewiele brakuje, by gdzieś nagle zabrakło siły, stabilizacji czy kontroli, a można spaść na łeb i na szyję, wyrządzając sobie krzywdę. Przechodząc w arabeski na krześle łatwo jest stracić równowagę i spaść. Pozycje do góry nogami w puszkach na Cadillacu aż się proszę o upadek głową na łóżko. Rosyjskie przysiady na Reformerze to genialny sposób na wybicie sobie zębów i uraz głowy. I nie mówię, że nie wolno ich robić jeśli życie komuś miłe. Ja sama mam ogromną frajdę z eksperymentowaniem z małpimi pozycjami na Cadillacu. Wystarczy po prostu pamiętać, że po pierwsze to klient jest dla sprzętu, nie sprzęt dla klienta. Innymi słowy sprzęt trzeba tak dopasować, a ćwiczenie tak zmodyfikować, by było ono dobre i sensowne dla klienta. Po drugie, należy znać możliwości sprzętu, możliwości i ograniczenia klienta. A po trzecie trzeba być w dobrej relacji z klientem, by ten darząc instruktora zaufaniem, odważył się zrobić coś, co często wychodzi poza jego strefę komfortu.

Smsowa dłoń

W zeszłym tygodniu pisałam o, śmiało mogę rzec, nowej wadzie postawy, jaką jest smartfonowa szyja. Odcinek szyjny to nie jedyne miejsce, które cierpi przez telefony. Czas na smsową dłoń lub smsowego kciuka!

Ułatwienie życia i dostęp do wszystkiego za pomocą kilku kliknięć. Rozmowy, maile, przelewy, płatności bezgotówkowe, liczenie kalorii i tysiąc innych rzeczy, które od stosunkowo niedawna mamy w zasięgu swojej dłoni. To co miało być dobre, nie do końca takie się okazuje. Nie tylko problemem stało się uzależnienie od telefonu, uzależnienie od życia w Social Mediach (depresje i inne choroby z tym związane) czy pracoholizm. Telefon niesie się ze sobą problemy zdrowotne, takie jak przeciążenia odcinka szyjnego, odcinka piersiowego, obręczy barkowej, łokci czy nadgarstków. Doliczmy do tego jeszcze osłabienie wzroku, problemy z koncentracją i wyizolowanie się od społeczeństwa. Trochę się tego nazbierało, czyż nie?

Dzisiejszym tematem bloga jest przeciążenie nadgarstka, dłoni oraz kciuka. Wszystko od ucisku dłoni na telefonie i klikanie kciukami ekranu. Wydaje się banalne, nikt nie zwraca na to uwagi, bo kto by pomyślał, że od telefonu można nabawić się poważnych dolegliwości i to jeszcze w dłoni…

Czym jest smsowa dłoń i kciuk?

Na ten, można rzec, zespół chorobowy składa się kilka jednostek:

  • zespół przeciążeniowy stawów kciuka
  • zmiany w ścięgnach (pięknie zwane zespołem de Quervaina)
  • zmiany przeciążeniowe i napięciowe w nadgarstku (czyli zespół cieśni nadgarstka)

Przyczyną takich zmian jest długotrwałe lub wielokrotnie powtarzanie pozycji przywiedzenia i zgięcia kciuka. A jak wygląda pisanie smsów? Kciuk naprzemiennie prostuje się i ugina, przywodzi oraz odwodzi. Najwięcej jednak czasu spędza w formie przykurczonej. Największe obciążenie kieruje się na staw międzypaliczkowy kciuka, staw śródręczno-paliczkowy kciuka oraz staw nadgarstkowo-śródręczny kciuka. Czyli praktycznie od nasady paznokcia po nadgarstek. Im dłużej sytuacja trwa, tym większe obciążenia idą na stawy kciuka. Powoduje to powstanie stanu zapalnego ścięgien w danym obrębie.

Ale oprócz samego kciuka, obrywa również nadgarstek. Trzymanie jedną dłonią smartfona oraz częste robienie selfie ustawia nadgarstek w pozycji zgiętej. Nienaturalnie zgiętej z dodatkowym napięciem w obrębie palców. To jest obecnie najprostsza droga, by nabawić się cieśni nadgarstka, dawnej choroby szwaczek czy informatyków.

Objawy?

  • ból rejonu całego kciuka aż po nadgarstek
  • ograniczenie ruchomości kciuka oraz nadgarstka
  • mrowienie i drętwienie kciuka i nadgarstka
  • ból nocny nadgarstka
  • ból przedramienia, a wręcz nawet i łokcia

Jak działać, by było lepiej?

Oczywiście, pierwsze na usta ciśnie się hasło „zostawić telefon w spokoju!”, ale wiemy, że to na miliard procent nie zadziała. Pozostaje zatem edukacja, która obejmuje:

  • naukę prawidłowej postawy ciała oraz jak najlepszego ustawienia dłoni i kciuka w czasie korzystania z telefonu
  • naukę robienia przerw w trakcie korzystania z telefonu, jak np co 5 min, które zostaną przeznaczone na ruchy odwrotne niż pisanie smsów
  • wdrożenie ćwiczeń mobilizujących i rozciągających dłoń, kciuk i nadgarstek
  • w najgorszym wypadku wdrożenie leków i żeli/kremów przeciwbólowych i przeciwzapalnych, zabiegi fizykoterapeutyczne, masaże czy też kinesiotaping

Jakie ćwiczenia są tu najlepsze?

Przede wszystkim takie, które dają ruch przeciwny do smartfonowego ustawienia. A więc odwodzenie i prostowanie kciuka oraz reszty palców, prostowanie i mobilizowanie nadgarstka, zwiększenie ogólnej ruchomości kciuka, palców i nadgarstka.

Oto kilka z nich

Szyja smartfonowa

Zmora dzisiejszych czasów, skutek bezpośredniego dostępu do nowoczesnej technologii. Niby wszystko obecnie idzie w kierunku pro zdrowotności i ergonomii, jednak korzystanie ze smartfonów nie do końca w ten trend się wpisuje.

Czym właściwie jest smartfonowa szyja?

Jest to zespół objawów przeciążeniowych odcinka szyjnego związanych z częstym i długotrwałym nieprawidłowym ustawieniem głowy.

Kiedyś takie sytuacje były spowodowane zbyt długim siedzeniem przed monitorem komputera. Wcześniej generalnie siedzeniem przy biurku grzebiąc w firmowych papierach. Teraz świat idzie do przodu, bez względu na miejsce i czas, korzystamy z naszych nowoczesnych telefonów, przyjmując przy tym najdziwniejsze pozycje.

Jak to wygląda?

  • głowa wysunięta do przodu i przechylona w dół
  • zamknięta klatka piersiowa, zamknięta obręcz barkowa, protrakcja barków
  • rozsunięte łopatki, pogłębiona kifoza piersiowa
  • klatka piersiowa wychylona w tył poza miednicę (obciąża przejście piersiowo-lędźwiowe)
  • tyłopochylenie miednicy

Jak widać wpatrywanie się w swój smartfon przynosi problemy nie tylko w obrębie szyi, ale również reszty ciała.

Mięśniowo w obrębie odcinka szyjnego i piersiowego sytuacja wygląda następująco:

  • skrócone mięśnie zginacze szyi, wydłużone mięśnie prostowniki odcinka szyjnego
  • skrócone mięśnie klatki piersiowej (piersiowy większy, naramienny część przednia)
  • skrócone bicepsy, wydłużone tricepsy
  • wydłużone mięśnie góry pleców (czworoboczny, równoległoboczny)

Obciążenia na odcinku szyjnym

https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/smartfonowa-twarz-esemesowa-szyja-uwazaj,87,1728

Powyższa grafika pokazuje jak zwiększenie pochylenia głowy w przód i dół wpływa na obciążenie odcinka szyjnego. Należy tu pamiętać, że sama głowa waży około 4 – 6kg. Utrzymuje się na 7 kręgach szyjnych, z czego najważniejszy to kręg pierwszy, tak zwany dźwigacz. Dodatkowo, odcinek szyjny jest najbardziej ruchomy w całym kręgosłupie. Siła szyi zależy od równowagi napięciowej mięśni przedniej i tylnej strony szyi. Jakiekolwiek zaburzenie tego balansu, chociażby przez zmianę ustawienia głowy, powoduje dolegliwości. Kręgosłup nie bez znaczenia jest powyginany w literkę S. Jego kształt służy amortyzacji obciążeń. Przy jego prawidłowym ukształtowaniu (lordoza szyjna, kifoza piersiowa, lordoza lędźwiowa i kość krzyżowa) krążki międzykręgowe absorbują wstrząsy, a siły działające na kręgosłup rozchodzą się. I ponownie, wystarczy zaburzenie ustawienia jednego elementu, by ta wspaniała konstrukcja zaczęła szwankować.

Wróćmy do grafiki. I tak oto, przy prawidłowym ustawieniu głowy i szyi, obciążenie na odcinek szyjny wynosi 4-6 kg (czyli tyle co waży głowa). Wystarczy pochylić głowę o 15 stopni i nagle obciążenie wynosi 12 kg. 60 stopni pochylenia głowy daje 27 kg obciążenia na odcinek szyjny. Wyobraź zatem sobie, że na tej drobnej szyi jest ciężar porównywalny do dużej wakacyjnej walizki wypełnionej po brzegi, aż do limitu wagi. W cholerę ciężka ta walizka!

Objawy

Co ciekawe, przeciążony odcinek szyjny daje całą masę objawów i to nie tylko w rejonie głowy i szyi, ale również w niższych częściach ciała.

  • Ból głowy, szyi i karku -> z czego ból głowy może być wywołany przez napięcia mięśniowe, napięcia na powięzi, nacisk na nerwy lub na naczynia krwionośne.
  • Ból w obręczy barkowej, klatce piersiowej i w górze pleców -> w dwóch pierwszych przypadkach związany ze skróceniem mięśni, w ostatnim przypadku związany z rozciągnięciem mięśni.
  • Mrowienie i drętwienie palców i rąk, uczucie zimnych rąk.
  • Nudności, zawroty głowy, szumy uszne.
  • Zaburzenia koncentracji.
  • Problemy z oddychaniem związane z przykurczem mięśni klatki piersiowej. 

Jak temu zaradzić

Najłatwiej byłoby powiedzieć, by odstawić telefon na bok i przestać spędzać z 90% swojego dnia. Ale wiadomo, że takie posunięcie graniczy z cudem. Trochę łatwiejszym do zrealizowania posunięciem jest systematyczne zmniejszanie ilości czasu spędzanego przy telefonie. Magiczne dobowe raporty podające ile godzin danego dnia korzysta się z telefonu potrafią zdziałać cuda.

Można poprawić postawę ciała w trakcie trzymania telefonu. Bardziej prostować górne plecy, ściągać łopatki, telefon trzymać wyżej.

Wskazane jest wdrożenie aktywności fizycznej. Codzienny zestaw ćwiczeń, trwający nie więcej niż 15 minut, skoncentrowany na rozciągnięciu i rozluźnieniu przodu, napięciu i skróceniu tyłu, na ćwiczeniach oddechowych i rozluźniających. Jakie to ćwiczenia? Oto one

Tak dużo naraz?

W piątek, na małym sąsiedzkim garden party, usłyszałam od znajomej, że tak dużo robię. Zaczęła obserwować mój profil na Instagramie, przejrzała wcześniejsze posty i stwierdziła, że to nie jest konto naładowane zdjęciami bez żadnego przekazu, a konto pełne wartościowej treści. I wszystko to co robię, robię z sercem i zaangażowaniem. To dało mi do myślenia.

To nie jest pierwszy raz, kiedy słyszę takie słowa. Wielu ludzi mnie pyta jak to się dzieje, że robię tyle rzeczy. Prowadzę regularnego bloga, profil na Instagramie, szkolenia, pracuję z klientami, a do tego mam jeszcze linię dresów i skarpetek. A jeszcze przecież mam dzikie dzieci, małego kota i starzejącego się psa. Jak to jest możliwe, że wszystko dokumentuję, komentuję i wstawiam w SM? Nie, to nie jest możliwe.

Nadmienię tu tylko, że ta ilość rzeczy do ogarniania, że powierzchownie sprzątam dom raz w tygodniu, rzadko jeżdżę na zakupy, bazuję na daniach z knajp i ciężko mi wygospodarować czas tylko dla siebie…

Co do pracy. Już spory czas temu korzystałam z pojedynczych konsultacji z Kasią Figułą i z serii biznesowego wsparcia z Lesley Logan. To one poukładały mnie w miarę spójną całość, pokazały zakamarki prowadzenia biznesu w SM i uwrażliwiły mnie na pewne kwestie, które muszą mieć miejsce, aby wszystko hulało jak należy. Oto niektóre z nich:

  • aktualna strona internetowa, w pełni skupiona na kliencie, a nie na mnie, moich osiągnięciach i możliwościach. Z łatwym do znalezieniem sposobu kontaktu i widocznym cennikiem.
  • zdobywanie bazy klientów i regularne rozsyłanie im newslettera, który ich zaciekawi
  • uporządkowane i zaplanowane posty na Instagramie, tak jak w poniedziałki post na blogu, wtorki ćwiczenie, środy luźne, czwartki recenzja książki, piątki zabawne, weekend podsumowanie szkolenia.
  • prowadzenie bloga o tematyce, która interesuje odbiorców.
  • sprzedaż własnych produktów, szkoleń i warsztatów online

Uporządkowanie tych wszystkich zagadnień, plus wielu dodatkowych, zajęło mi mocno ponad rok. Zrobiłam profil klienta idealnego i w tym kierunku szłam. Nagle zrozumiałam co tak naprawdę chce przekazywać i w jakiej formie.

I teraz zdradzę Wam sekret sekretów, nie tylko ja trzymam pieczę nad moim Instagramem, stroną internetową, blogiem itd. Pomaga mi w tym moja pracownica, moja prawa ręka od wszystkiego co łączy się z komputerem lub telefonem. Gdyby nie ona, ugrzęzłabym gdzieś w wielkiej górze obowiązków…

Długo nie dawałam sobie pomóc, oddać część obowiązków komuś innemu. Jako typowy strzelec wszystko chciałam robić sama i tylko sama, gdyż uważałam, że tylko ja jestem w stanie to zrobić dobrze. Takie podejście, jak wiadomo, może się skończyć tragicznie. Jaki z tego morał? Nie bój się poprosić o pomoc. Nie bój się oddać części swojej pracy komuś innemu, uwierz, że zrobi to nawet lepiej niż Ty, o oszczędności cennego czasu nawet nie wspomnę. Teraz nie wyobrażam sobie poświęcać kolejne godziny życia na pracę, która związana jest komputerem lub telefonem. Ten czas poświęciłam na inne, bardziej cenne czynności ❤

Uczysz się ćwiczenia czy zdrowego ruchu?

Inspiracją do tego wpisu był cytat Erica Franklina „Uczenie się ćwiczenia nie znaczy, że uczysz się zdrowego ruchu”. Jakże to prawdziwe. Czy każde ćwiczenie jakiego uczymy się w naszym życiu jest dobre dla nas?

Pierwsza rzecz jaka mi przyszła na myśl po przeczytaniu tego cytatu to wychowanie fizyczne w szkołach. Nigdy nie zapomnę tych okropnych brzuszków na czas! Nawet nie pamiętam innych ćwiczeń, brzuszki zapadły mi traumatycznie w głowie. Kto to widział robić brzuszki, ile tylko się da w określonym limicie czasowym, waląc kręgosłupem o ziemię? Druga rzecz o jakiej pomyślałam, to gimnastyka korekcyjna jakiej uczyłam się na studiach. O matko bosko, to było tragiczne! Ćwiczenia proponowane na konkretne wady postawy były tak absurdalnie idiotyczne, że nie rozumiem czemu ta książka nie została wycofana z obiegu. Gorzej, obawiam się, że wciąż na jej podstawie uczą…

Może zacznijmy tutaj od definicji czym jest zdrowy ruch. Hmmm…. wujek Google niestety mnie zawiódł, nie znalazłam idealnego opisu. Zdrowy ruch jest dla mnie tym, który nie szkodzi. Nie powoduje kontuzji, nie obciąża organizmu (w tym np nadnerczy), nie wywołuje bólu. Zdrowy ruch ma sprawić, że będziemy się lepiej czuli w swoim ciele, będziemy lepiej funkcjonować z mniejszym wydatkiem energetycznym niż wcześniej. Co ciekawe, uważam, że zdrowy ruch to nie jest taki, do którego muszę się zmuszać, który nie przynosi mi frajdy i satysfakcji. Bo umówmy się, psychika to również nasze zdrowie i wypadałoby aby czuła się dobrze.

W swoim życiu próbowałam różnych form aktywności fizycznej. Był m.in. taniec, fitness, bieganie, siłownia, joga, pole dance, pływanie. Te, które dawały mi frajdę okazywało się, że mi szkodzą. Rozwaliły mi nadnercza i psychikę. Zmęczyły mnie. Nabrałam do nich wstrętu. Aktywnością fizyczną idealną dla mojej głowy i nadnerczy to spacery. I oczywiście Pilates, wiadomo.

Moja przyjaciółka z pilatesem miała relację burzliwą. Raz kochała, raz nienawidziła. Raz ćwiczyła, raz psy na tej formie ruchu wieszała. A co ciekawe, wszystko to zależało od ładunku emocjonalnego, nauczyciela prowadzącego i jego podejścia do ćwiczeń.

Lista sportów i ćwiczeń, które są absolutnie nieprzydatne, bez sensowne, a wręcz krzywdzące jest olbrzymia i myślę, że każdy z Was, na bazie swoich doświadczeń, kolejne by tu dorzucił.

Zawsze będę zwolenniczką twierdzenia, że nie ma jednego, idealnego i najlepszego sposobu na wykonanie danego ćwiczenia. Różnimy się płcią, wiekiem, budową ciała i jego możliwościami. Jest to niemożliwe, by ścisłe zasady zastosować u atletycznego mężczyzny prawie 2 metry wzrostu, a drobnej japońskiej baletnicy.

Ucząc się ćwiczenia uczymy się pewnych zasad. Gdzie mają być poszczególne części ciała, jak ono powinno być ustawione, jak powinien wyglądać ruch i skąd ma pochodzić. Natomiast obserwacje i wiedza dają nam możliwości dopasowania tychże elementów do ciała klienta.

Budowa ciała czasami wyklucza wykonanie danego ćwiczenia. I tu przykładem jest Teaser. Idealny Teaser wychodzi wtedy, gdy długość górnej i dolnej partii ciała jest względnie taka sama. Ale co w przypadku jeśli ktoś ma krótki tułów i nieziemsko długie nogi? Ile pracy taka osoba będzie musiała włożyć w uniesienie nóg, tej jakże długiej dźwigni? I czy na pewno będzie to zdrowe dla jej kręgosłupa? Drugi przykład to Swan Dive na krześle. Jak utrzymać te długie nogi w uniesieniu leżąc brzuchem na krześle? Roll up kiedy ma się bardzo długi tułów? A nawet idąc dalej – front split przy konflikcie panewkowo-udowym? Long stretch przy zespole cieśni nadgarstka. Wymieniać mogę cały dzień. Dochodzimy tutaj do najważniejszego pytania: czy to klient jest dla ćwiczenia, czy też ćwiczenie jest dla klienta?

Wszystkich zainteresowanych tematem zapraszam do przeczytania naprawdę dającej do myślenia książki „The Body Has its Reasons: Self-Awareness Through Conscious Movement” autorstwa Thérèse Bertherat i Carol Bernstein. Tu można znaleźć teorię, że nie ma konkretnych ćwiczeń, jest ruch, zdrowy ruch, do którego dążymy i na którym nam zależy.