Tymczasem pójdźmy popływać

Oczywiście, że Pilates to całe moje życie. A przynajmniej 90%. Niektórzy powiedzą, że to nie jest normalne i zdrowe myśleć tylko o pracy. Ale to jest pozytywne i spełniające. Nie mam pracy, gdzie idę na 8 i wychodzę o 16, zamykam drzwi za sobą i odcinam się od wszystkiego. Prowadzenie własnej firmy niestety nie daje takich możliwości. Często wracam do domu, siadam do kompa i pracuję dalej. Wymyślam strategie marketingowe, zmieniam plan zajęć, planuję posty na Facebook’a, drukuję faktury, robię przelewy, kupuję coś w internecie, roznoszę ulotki.

Ale w tym wszystkim, uwierzcie mi, mam czas dla swojej rodziny. Mam czas na to by pogłaskać i poprzytulać psa, sprzątnąć dom, pobrudzić się w ogródku, pomarudzić partnerowi i ukochać swoje dziecko.

Postanowiłam, że zapiszę go na naukę pływania dla niemowląt. Teraz co sobotę jeździmy na 30 minutowe zajęcia. Cóż za frajda! Cóż za radość! Niesamowite jest widzieć szczęście dziecka, gdy odkrywa istnienie chlapiących rączek. Nie wspomnę już o nóżkach.  I ten błogi spokój, gdy zmęczone od razu usypia. Cud, miód i orzeszki 🙂

Czemu się szkolę?

No właśnie, dlaczego? Ponieważ najgorzej jest stanąć w miejscu! Myślisz, że wszystko wiesz? Nic bardziej mylnego…
Niedawno Facebook mi przypomniał, że 3 lata temu wyjechałam do Sztokholmu na szkolenie z Cadillaca. Aż do Szwecji, nigdzie bliżej nie było. Z reguły w ośrodkach szkoleniowych są około 6 miesięczne terminy do kolejnych szkoleń. Byłam zatem przekonana, że kolejne szkolenie będzie w lutym następnego roku. Pamiętam jak dziś jak przeglądałam internet a tu nagle wielkimi literami informacja, że szkolenie z zaawansowanego Cadillaca będzie za tydzień! W ciągu kilku godzin załatwiłam bilet na samolot, rezerwację w hostelu i zastępstwa w studio. Wyjazd się zbliżał a tu załamanie pogody – huragan Ksawery! Mama błagała mnie bym odpuściła, mimo moich tłumaczeń, że nie mogę, przecież to szkolenie, kiedy potem je zrobię? I pojechałam 🙂
Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie nie jeździć i się nie uczyć. Mam wtedy okropne wrażenie utknięcia w martwym punkcie, uciekającej wiedzy. Szczególnie w tym fachu. Co chwila pojawiają się nowe pomysły na te same ćwiczenia, nowe przybory lub ich nowe wykorzystanie, nowi nauczyciele, nowi ludzie. Albo nawet Ci sami, ale wiedzę mają odrobinę inną niż moja. A nawet jeśli wiedza nie jest nowa, to być może gdzieś przykurzona w otchłaniach głowy i nie używana od lat. Zawsze, przezawsze szkolenia, warsztaty, wyjazdy, konwencje, konferencje i inne tego typu otwierają oczy i umysł na to co się robi. Chyba nie zdarzyło się bym przyjechała po jakiejś pilatesowej imprezie bez głowy pełnej nowych pomysłów.
W szkole, w której się uczę pilatesu istnieje obowiązek dokształcania się co 6 miesięcy. Wspaniałe! Jeśli nie ma szkolenia, są warsztaty teoretyczne lub praktyczne. Gdyż zdobywanie nowej wiedzy rozwija.
Zapytaj swojego instruktora kiedy ostatnim razem był na szkoleniu. Jeśli pierwsze co usłyszysz to ‚yyyyy, niech pomyślę, chyba to był zeszły rok’ – uciekaj! Serio. Wiedza nieużywana zanika, uwierz mi. To jest jak w biologii – narząd nieużywany zanika. Dodatkowo popada się w marazm i rutynę. Te same ćwiczenia, te same hasła, wręcz patrzenie cały czas na to samo. Pojawia się brak przejrzystego myślenia i kompleksowego patrzenia na ciało i jego potrzeby.
Oczywiście, pojawia się tu również problem finansowy. Może akurat nie było wystarczających funduszy na jakieś ciekawe szkolenie? A może problem rodzinny. Nie mnie dane jest to oceniać. Jednakże w takiej sytuacji są jeszcze książki, płyty, artykuły i filmy w necie, rozmowa z innym instruktorem. Naprawdę, jest cała masa opcji by wciąż się rozwijać.

 

Bo ten Pilates to taki stretching…

Chcesz zobaczyć wkurzonego instruktora/nauczyciela Pilates? Powiedz mu, że Pilates to stretching albo joga. Albo gimnastyka dla seniorów. Zaraz zobaczysz delikatnie pulsującą żyłkę na szyi oraz laserowe spojrzenie gotowe przeciąć Cię w pół. Niektórzy od razu ścinają przeciwnika ostrym tonem, inni zamieniają się w Wikipedię i robią wykład.

Ja wiem, że lubimy żyć w nieświadomości, stereotypach. Ja wiem, że Pilates w klubach fitness wygląda naprawdę nudnie. I z reguły jest nudny. Ja wiem, że często gęsto patrząc na niego z boku to tak jakby leżeć i przewracać się z boku na bok.  Ja to naprawdę wszystko wiem. Been there. Przeżyłam to wszystko.

ALE TO WSZYSTKO JEST BŁĘDNE!

uwaga

Zatem zaczynamy obalanie mitów:

#MIT NUMER 1

Pilates to stretching, takie rozciąganie 

Owszem, Pilates rozciąga. Ale nie jest to cel główny ćwiczeń.

Stretching to rodzaj ćwiczeń skoncentrowanych na rozciąganiu konkretnego mięśnia lub grupy mięśni. W sposób statyczny bądź dynamiczny. Z wcześniejszym napięciem rozciąganej grupy bądź nie. Ale jedno jest łączące – głównym celem ćwiczeń stretchingu jest rozciąganie ciała.

Głównym celem ćwiczeń Pilates jest wzmocnienie centrum ciała, stabilizacja i mobilizacja. I oddech. W jak najbardziej neutralnych pozycjach. Efektem dodatkowym, gdy wzmacnia się jedną grupę mięśni, grupa antagonistyczna (przeciwnie ułożona, wykonująca odwrotny ruch) się rozciąga.

Ta dam! Tyle stretchingu w Pilatesie.

Nawet pozycje nie są te same. Zasady układania lekcji są diametralnie inne.

Podsumowując zatem obalam mit pierwszy PILATES TO NIE STRETCHING

#MIT NUMER 2

Pilates to joga

W żaden sposób! Wszyscy jogini czytając to lub słysząc to złapaliby się za głowę! Joga jest systemem ćwiczeń stworzonym niezwykle dawno temu, do którego dodaje się pewne wierzenia, zachowania, specjalne techniki oddechowe i medytacyjne. Często też wraz z jogą idzie w parze weganizm.

W żaden sposób Pilates nie jest tak głębokim system ćwiczeń. W końcu nie można porównywać czegoś z kilkuset letnią tradycją do czegoś powstałego w XX wieku…

Mimo, że Pilates może być urozmaicany niektórymi ćwiczeniami jogi, możemy obalić mit drugi PILATES TO NIE JOGA.

#MIT NUMER 3

Pilates to gimnastyka dla starych ludzi. 

Nic bardziej mylnego. Najmłodsza uczestniczka u mnie w Studio miała 15 lat, najstarsza 77. Średnia wieku to 30-45 lat. Skąd zatem ten pomysł? Być może dlatego, że wygląda nudno i dennie. Że osoba patrząca z boku widzi minimalne ruchy, które, wydają się jej, całkowicie pozbawione pracy, siły czy wysiłku. Wydaje jej się , że na tych zajęciach się tylko leży i oddycha. Idealne da starszych pań, prawda?

Ale niestety rzeczywistość pilatesowa wygląda zupełnie inaczej. Być może wykonujemy minimalne ruchy, ale tylko dlatego by postawić na jakość a nie ilość. Liczy się dla nas napięcie i pozycja niż wysiłek, power i nie wiadomo co jeszcze. Często to co dla przeciętnego Kowalskiego jest błahe, dla nas jest naprawdę niezłym wyzwaniem!

Obalamy mit trzeci, twierdząc że PILATES TO NIE GIMNASTYKA DLA STARSZYCH LUDZI. 

#MIT NUMER 4

Pilates to ćwiczenia z piłką

Tutaj przypomina mi się sytuacja sprzed praktycznie 6 lat, a na pewno z początków działania Studia. Klientka przyszła na zajęcia, w ich czasie była zadowolona, a w każdym razie grymasu niezadowolenia na jej twarzy nie odnotowałam. Po zajęciach pytam jej jak się podobało. „No wie Pani, nie tego się spodziewałam” … „A dlaczego? Coś się stało?” zapytałam. „Bo w Magdzie M to one jak chodziły na Pilates to siedziały na piłkach i gadały o facetach”… Kurtyna…

Oczywiście, że w czasie ćwiczeń Pilates wykorzystuje się dużą piłkę. Jest genialna do ćwiczeń stabilizacyjnych, gdzie trzeba naprawdę nieźle uruchomić głębokie mięśnie całego ciała, by z piłki nie zlecieć.

Jednakże oprócz piłki mamy szereg innych przyborów jak wałki, ringa, dyski, małe piłki, taśmy, hantle. Nie wspominając już o sprzęcie specjalistycznym.

4 mit uległ obaleniu PILATES TO NIE TYLKO ĆWICZENIA NA PIŁKACH.

Na zakończenie, chcecie poznać hit hitów z czym skojarzono Pilates?

Pilates…Pinates… To jest związane z importem ananasów? OMG – padłam!

Przekraczam granice

Zawsze lubiłam gimnastykę. Jako mała dziewczynka chodziłam do szkoły podstawowej z gimnastyką artystyczną. Bardzo to lubiłam. Do tej pory jak oglądam zawody gimnastyki artystycznej przechodzą mnie ciarki. Zawsze żałowałam, że rodzice nie popchnęli mnie potem w kierunku tańca. A może chodziło o to, że zawsze byłam ‚zdolna ale leniwa’ jak to mawiali moi nauczyciele.

Rozwijając się coraz dalej w Pilatesie, pokochałam go za tę gimnastyczną część. Te wygięcia, płynne ruchy, a w środku olbrzymią siłę i wytrzymałość. Za pozycje wręcz akrobatyczne, niemożliwe do wykonania.

Ale tak moi drodzy, na zaawansowanym poziomie Pilates już nie jest nudną gimnastyką dla seniorów! Jest sztuką. Pięknem. Jest sztuką pięknego ciała w ruchu. 

Błąd
This video doesn’t exist

Moja pilatesowa historia cz 1

Jak to się wszystko zaczęło i jak się rozwijało?

  1. PRZYPADEK

Wszystko zaczęło się przypadkiem. Wiadomo, jak to w życiu bywa, wszystkim rządzi przypadek. Na 1 roku studiów miałam zaliczenie z socjologii (co socjologia robiła na fizjoterapii tego do dziś nie rozumiem) i wybrałam spośród wielu tematów  ten: „Metoda terapeutyczna Pilates”. Szczególnie, że wiedziałam, że szkoła fitness, w której się ówcześnie uczyłam, wprowadzała na rynek właśnie szkolenia z Pilates. Więc pomyślałam co mi szkodzi? I tak oto pojechałam na moje pierwsze szkolenie Pilates. Zdałam potem pierwszy egzamin dający mi certyfikat. Zaczęłam prowadzić zajęcia w jednym z łódzkich klubów fitness. Potem kolejnym. I kolejnym. Pojechałam na 2 szkolenie i nawet 3 szkolenie. Na warsztaty i konwencje. Tylko tych egzaminów nie chciało mi się robić.

2. NIE NADAJĘ SIĘ DO PRZYCHODNIIMG_1461

Przyszedł 4 rok studiów, a ja zaczęłam sobie zdawać sprawę z tego, że nie do końca widzę siebie jako Matka Teresa w białym kitlu uwijająca się pod dyktando lekarzy w jakieś przychodni. Postanowiłam się spiąć i zacząć działać z Pilatesem dalej. Zebrałam wszystkie potrzebne materiały i wciągu roku zdałam egzamin z drugiego i trzeciego szkolenia. Po akceptacji mojej pierwszej pilatesowej guru mieszkającej na stałe w Australii, dopięłam swego! Na jesień 2010 roku dostałam pierwszy w Łodzi dyplom Instruktora Pilates szkoły OM Health&Fitness Idea.

3. NAUKOWO, BĘDĘ KIEDYŚ DOKTOREM

W międzyczasie intensywnie działałam naukowo. Pisałam masę prac, robiłam badania, występowałam na konferencjach. Zostałam nawet przewodniczącą Studenckiego Koła Naukowego Fizjoterapii. To było coś!!! 😉 Moje kultowe prace badawcze dotyczyły wpływu ćwiczeń Pilates na poprawę parametrów oddechowych u dzieci z astmą oskrzelową oraz wykorzystania metody Pilates w kinezyterapii. Ostatecznie jednak się zmagistrowałam z rehabilitacji po resekcjach przełyku, ot co!

Po studiach dostałam się na doktorat. Też miałam pisać o Pilatesie. Tylko że minęłam się wizją z panem docentem, który się mną zajmował i po roku zrezygnowałam. Choć wciąż mam nadzieję że kiedyś do bycia doktorem wrócę…

4. DOTACJA?! ZWARIOWAŁEŚ?!

Na 5 roku studiów mój ówczesny chłopak namówił mnie bym złożyła papiery do konkursu o dotację na założenie własnej firmy. Ale jak to, ja/dotacja/własna firma???? Skąd kasa/klienci/i w ogóle co Ci do cholery do głowy przyszło? I tak oto przy trzecim podejściu okazało się, że przeszłam rekrutację i się dostałam. No więc jak powiedziałam A, muszę powiedzieć też B… Zaczął się burzliwy okres poszukiwania lokalu, pisania biznes planów, następnie remont, liczenie wydatków, podniecenie wyposażeniem, tworzeniem grafiku i wybieraniem kadry. I tak oto we wrześniu 2010 otworzyłam swoje własne (pierwsze dziecko) studio Pilates.

5. KTO WIE CZY KIEDYŚ NIE WYJADĘ…

Gdy już stałam się właścicielką Studia, nie mogłam spocząć na laurach. Wiedziałam, że w Polsce już więcej się nie nauczę, więc zaczęłam się szukać czegoś innego. I znalazłam. Kanadyjską szkołę STOTT Pilates (z ramienia grupy Merrithew). Jedną z bardziej znanych szkół Pilates na świecie. A że szkolenia odbywały się w Czechach, pomyślałam ‚czemu nie?’ i wyjechałam na pierwsze ich szkolenie na macie.

6. WPADŁAM JAK ŚLIWKA W KOMPOT

IMG_1256a.jpgTeraz to już na dobre wpadłam jak śliwka w kompot. Nie wyobrażam sobie życia bez tych ćwiczeń. Bez wyjazdów, szkoleń, warsztatów, poznawania nowych technik, ciągłego kształcenia i rozwijania się. Pilates stał się moim życiem. Realizuję się. Spełniam swoje ambicje. Jest tak jak chciałam. I osiągnęłam to sama, swoją ciężką pracą i uporem. No nie do końca sama, gdyby nie wsparcie mojej rodziny (i słuchanie mojego marudzenia) byłoby o wiele gorzej. Teraz mogę śmiało powiedzieć:

Robię to co lubię i lubię to co robię! Jestem spełniona!

A może by tak szampana?

Dziś moje Studio  obchodziło 6 lat… Dokładnie 1 września 2010 zaczęła się moja przygoda z prowadzeniem firmy. No, zaczęła się wcześniej, ale dokładnie wtedy pierwszy klient przeszedł przez prób Movimento.

Co się wydarzyło przez te 6 lat? Przede wszystkim dojrzałam, trochę się wyciszyłam, bardziej zmotywowałam. Mimo wielu przeciwności losu, problemów i upadków, wciąż mi się chce działać. Wielokrotnie dostałam kopniaka w tyłek, ale to pozwoliło mi inaczej spojrzeć na świat, uśmiechnąć się i przeć dalej.

IMG_1491
A to ja z urodzinowym balonikiem 😉

Ale wciąż żyje pracą, to taki pozytywny pracoholizm. Gdyby nie moi klienci, nie byłoby mnie takiej jaką jestem teraz. 

To jest właśnie miejsce i czas bym podziękowała

  • wszystkim klientom Movimento – za to, że są z nami, że przychodzą na zajęcia, że się dobrze z nami bawią
  • wszystkim instruktorom, z którymi pracuję – za pasję, chęć pracy, zarażanie pilatesową miłością klientów
  • najbliższym – za wsparcie, wysłuchiwanie mojego marudzenia, pomoc w trudnych chwilach

 

Pamiętam jaka byłam szczęśliwa, gdy w sierpniu 2010 dzwonili ludzie by umawiać się na zajęcia. Były chwile załamania, gdy na zajęciach była tylko 1 osoba. Ale były olbrzymie chwile szczęścia, gdy nagle, w pierwszym miesiącu pracy, zapełniała się praktycznie cała sala!

Pamiętam swój olbrzymi strach, czy aby na pewno podjęłam właściwą decyzję, czy wszystko wypali, czy będzie dobrze. Wypaliło i jest dobrze 🙂

Pamiętam chwile załamania, gdy pierwszy raz coś poszło nie tak, klient zrobił mi straszną awanturę, pierwsze opóźnienia w płaceniu zobowiązań, pierwsze podwinięcie nogi. To dało mi większą motywację, nauczyło jak należy mieć twarde dupsko, gdy ma się miękkie serce. Było zdecydowanie potrzebne.

Gdybym tylko mogła, wypiłabym kieliszek szampana. Tymczasem swoje 6te urodziny oblewam herbatą lipową z miodem 😉 Najlepszego!

IMG_1490

CZYM JEST TEN PILATES?

Uwielbiam to pytanie! Rzadko kiedy spotykam kogoś, kto po informacji, że jestem instruktorem Pilates, wie o co chodzi. 99% przypadków robi dość duże, pytające oczy, marszczy czoło, robi skupioną minę i pyta „a co to jest ten Pilates?”

Szczerze mówiąc wolę niewiedzę i takie pytania, niż błędną wiedzę i porównania typu:

-ach, to takie rozciąganie, tak?

-aaaaa, to są te ćwiczenia na piłkach?

-a to nie jest przypadkiem dla starszych ludzi?

-czekaj, to ma coś wspólnego z jogą, prawda? 

FACEPALM

Błąd
This video doesn’t exist

Niestety, takie poglądy u nas panują, co dość skutecznie utrudnia mi promowanie tego rodzaju ćwiczeń! Ale ten post ma wszystko zmienić!

PILATES TO RODZAJ ĆWICZEŃ STWORZONY PRZEZ JOSPEHA PILATESA W XX WIEKU. 

> Joseph Pilates opracował ćwiczenia sam bazując na wiedzy i doświadczeniu, które zdobywał.

> Ćwiczenia Pilates to nie stretching, ale poprzez pracę w neutralnych pozycjach z odpowiednim zakresem ruchu, zawsze mięśnie antagonistyczne do napinanych będą się rozciągały.

> To też nie jest Joga, mimo, że niektóre ćwiczenia mogą wyglądać podobnie, mają zupełnie inne pozycje wyjściowe, zasady napięć, oddech i cel.

PILATES TO ZESTAW ĆWICZEŃ, W KTÓRYCH LICZY SIĘ NAPIĘCIE CENTRUM CIAŁA, PRAWIDŁOWA POZYCJA, PRECYZJA RUCHU I ODDECH.

Oddychanie

Pilates polega przede wszystkim na uruchomieniu głębokich mięśni ciała, czyli tych, których nie widać, a które są niesamowicie ważne. Są stelażem dla naszego ciała. Nie znaczy to, że w czasie ćwiczeń nie pracują mięśnie pośladków, brzucha, pleców czy nóg. Oczywiście, że pracują. Kształtują się, rzeźbią, zyskują na sile.

Podstawą każdego ćwiczenia jest prawidłowa pozycja wyjściowa, a następnie precyzyjnie prowadzony ruch . Tak aby był on najbardziej efektywny.

Bo w Pilatesie nie liczy się ilość, a jakość wykonywanego ruchu!

Liczy się każdy drobny szczegół, coś o czym nie wspomina się i nie myśli na innych treningach.

Dodając do tego porządny oddech otrzymujemy nic innego jak właśnie Pilates. Proste, prawda? 😉

4, 3, 2, 1… No to zaczynamy!

Trochę czasu minęło zanim zdecydowałam się, a raczej zanim odważyłam się, założyć bloga.

Takie czasy. Otwieram kompa – blogi. Szukam czegoś w google – blogi. Otwieram wiadomości dnia w necie – blogi i bloggerzy. W pytaniu na śniadanie – bloggerzy o swoich blogach. Niedługo otworzę lodówkę czy szafkę w łazience i mi to wyskoczy.

Nie wypada być w tyle. Mam wrażenie, że stwierdzenie ‚nie masz Facebook’a = nie ma Cię na świecie’ zaczyna tracić na wartości. Teraz ‚nie masz bloga = nie istniejesz’ króluje.

Zatem Moi Drodzy, oto jestem. Ja i mój Pilates.

A żeby było jasno, o czym będzie ten blog?

  • o ćwiczeniach Pilates. O mojej pasji, podróżach na szkolenia, mojej firmie i tym co się w niej dzieje, o książkach, które przeczytałam – o wszystkim z czym wiąże się Pilates w moim życiu
  • o gotowaniu i dietach, o zdrowym stylu życia
  • o moim życiu prywatnym (bez przesady ale trochę, bym była dla Was bardziej rzeczywista)
  • o wszystkim co mi ślina na język przyniesie a palce przekopiują przez klawiaturę na ekran

Zaczynamy!