Ćwiczenia Pilates w stabilizacji lędźwiowo-miedniczej

Brzmi bardzo rehabilitacyjnie, nieprawdaż? Gdyby jeszcze napisać ‚Ćwiczenia metody terapeutycznej Pilates w stabilizacji kompleksu lędźwiowo-miedniczego’ śmiało mogłoby to posłużyć za tytuł mojej rozprawy doktorskiej 😉

Tak moi drodzy, ćwiczenia Pilates rewelacyjnie sprawdzają się w koncepcji fizjoterapeutycznej. A dokładnie właśnie w stabilizacji rejonu odcinka lędźwiowego i miednicy.

Dlaczego tak jest? Wszystko dzięki idei centrum ciała. Jak już wiemy, tak zwane pilatesowe centrum ciała (inaczej ‚core’), obejmuje mięśnie takie jak poprzeczny brzucha, wielodzielny odcinka lędźwiowego, czworoboczny lędźwi, przepona, mięśnie dna miednicy. One wszystkie razem, wzajemnie ze sobą połączone w pracy, dają efekt gorsetu w talii i dolnych plecach. Ich prawidłowe zaangażowanie i napięcie pozwala na zabezpieczenie, utrzymanie prawidłowej pozycji i równowagi dla odcinka lędźwiowego oraz rejonu miednicy.

O stabilizacji lędźwiowo-miedniczej powstało masę prac, w tym słynne badania m.in. pana Panjabi and co. Nie będę ich tu przytaczać, gdyż wpis miałby dobrych parę stron, ale obiecuję Wam kiedyś do nich wrócić.

Oczywiście wiadomo, że aby mówić o stabilizacji rejonu odcinka lędźwiowego i miednicy należy skoncentrować się na dwóch systemach mięśniowych: lokalnym i globalnym. Czyli na pracy głębokich, wewnętrznych mięśni (idea centrum ciała) oraz tych bardziej zewnętrznie położonych. W czasie ćwiczeń Pilates koncentrujemy się przede wszystkim na pracy głębokiej, każde wykonywane ćwiczenie musi „iść ze środka”. Ale również każde z tych wykonywanych ćwiczeń wzmacnia mięśnie globalne. I tu właśnie siedzi piękno tej formy ruchu. Że najważniejsze jest tu to co leży wewnętrznie, ale dodatkowo wzmacnia się również wszystko to co leży zewnętrznie.

Opracowanie treningu wymaga takiego doboru ćwiczeń, które od najbardziej podstawowych ruchów, zbudują ciało na nowo. Postawę ciała, jego pracę i ruch poszczególnych elementów rozkłada się na czynniki pierwsze, analizuje i buduje koncepcję naprawy. Wyróżnia się trzy etapy ćwiczeń w przypadku stabilizacji lędźwiowo-miedniczej.

  1. praca na mięśniach lokalnych

W tym etapie staramy się jak najbardziej wyłączyć pracę mięśni globalnych, by móc skoncentrować się na odczuciach przy próbach wzmacniania mięśni lokalnych. Często jest to bardzo trudne. Wielu z nas nie ma świadomości jak pracuje ciało, nie ma zatem najmniejszego pojęcia o istnieniu mięśni innych, niż te, które widać gołym okiem. Potrzeba czasu, cierpliwości i olbrzymiego skupienia by móc dotrzeć do tych części, o których nasze ciało już nawet zapomniało. Wymaga to też sporej wiedzy i umiejętności tłumaczenia ze strony instruktora. W końcu pracę zaledwie kilku mięśni trzeba przedstawić tak, by zaintrygować i zachęcić klienta do ćwiczeń. Trzeba pobudzić w nim wyobraźnię, by mógł w ogóle zwizualizować sobie położenie i odczucia związane z napinaniem owych mięśni. Jest to jednak etap najważniejszy i niezbędny w dalszej pracy z klientem kręgosłupowym. Trwa on tak długo jak zachodzi potrzeba, by bez obaw przejść do kolejnego.

2. praca w zamkniętym łańcuchu kinetycznym

Kontynuując cały czas pracę nad wzmacnianiem lokalnych stabilizatorów, powoli włącza się pracę mięśni globalnych w zamkniętych łańcuchach kinetycznych. Stopniowo zwiększa się również obciążenie zwracając dużą uwagę na to, czy wszystkie mięśnie danego segmentu łańcucha są odpowiednio zaktywowane by ciało mogło bezpiecznie pracować. W tym etapie zwraca się szczególną uwagę na wzmacnianie mięśni wokół odcinka lędźwiowego i miednicy, a także na zachowanie i utrzymanie stabilizacji tego rejonu w czasie wykonywania ruchów innych części ciała.

3. praca w otwartym łańcuchu kinetycznym

Ostatnim etapem jest, przy zachowanej kontroli lokalnej, dodawanie obciążenia w otwartych łańcuchach kinetycznych. Ćwiczenia stają się coraz bardziej złożone i skomplikowane, poruszają praktycznie całym ciałem, jednak wciąż największą uwagę koncentruje się na zachowaniu stabilizacji rejonu lędźwiowego i miedniczego poprzez utrzymaną aktywację lokalnych stabilizatorów.

Skoro wszystko brzmi jak czarna magia, pozwolę sobie wrzucić zdjęcia obrazujące co mam na myśli. Zdjęcia odnoszą się do ćwiczeń w pierwszym i drugim etapie.

IMG_5133
Nauka aktywacji mięśnia poprzecznego brzucha. Wyczuwanie czy angażuje się tak samo po obu stronach i w tym samym momencie. 
IMG_5134
Praca na poprzecznym brzucha oraz skośnych zewnętrznych i wewnętrznych. 
IMG_5136
Praca na poprzecznym brzucha, skośnych brzucha, czworobocznym części dolnej
IMG_5392
Praca na poprzecznym brzucha, zębatym przednim. Dodanie taśmy nie ma na celu pracy mięśni ramienia a zwiększenie wyzwania dla stabilizatorów barków i odcinka lędźwiowego. Ręka wykonuje szybki i krótki ruch rozciągając taśmę w niewielkim zakresie. 
IMG_5393
Poprzeczny brzucha, praca nad wyobrażaniem sobie tłoka w brzuchu, najszerszy grzbietu, skośne zewnętrzne.
IMG_5398
Poprzeczny i skośne brzucha. Stopy naciskają na PTB, góra ciała wykonuje „pilatesowe” brzuszki.

Instruktor nie lekarz, leczyć nie musi!

A tak właśnie ostatnimi czasy się dzieje. Obserwuję przerażający trend na fizjotrenerów. A raczej pseudo fizjotrenerów. Na trenerów, którzy uważają, że na weekendowych warsztatach/szkoleniach/konwencjach/eventach posiedli tajemną wiedzę pozwalającą im leczyć swoich podopiecznych. Pozwalającą im diagnozować schorzenia i pracować z klientami bólowymi, ciężko skoliotycznymi czy pooperacyjnymi.

Mamy zatem osobę, która skończyła na przykład geografię, zrobiła kurs pilates i jest naprawdę dobra w tym co robi. Jest świetnym instruktorem i bardzo dobrze prowadzi zajęcia lub treningi indywidualne. Potrafi poprawić komuś ciało i nastrój. I niech tak zostanie. Znam mnóstwo rewelacyjnych trenerów, którzy z ciałem potrafią zrobić cuda, a ich wiedza jest powalająca. Ale czasami zdarza się, że taka osoba, jedzie na warsztat z zastosowania teorii powięziowej w pracy instruktora. Albo technik manualnej pracy. Poznaje dwa triki, przydatne tak naprawdę tylko i wyłącznie w jednym, konkretnym przypadku i zaczyna je wprowadzać do swoich zajęć. Nie mając za bardzo pojęcia dlaczego to robi i jaki to przyniesie efekt. I to już jest nie dobre.

Dlaczego w ogóle powstał ten wpis? Bo nie tak to powinno wyglądać. Instruktor to instruktor. Więc proszę, jeśli nie masz wykształcenia medycznego, nie zabieraj się do rzeczy, o których najprawdopodobniej masz niewielkie pojęcie. Dlaczego? Bo możesz, swoim częściowym brakiem wiedzy, jeszcze bardziej zaszkodzić. A klienci z poważnymi problemami zdrowotnymi są jak jajko, trzeba się z nimi obchodzi bardzo delikatnie wiedząc doskonale na co można, a na co nie można, sobie pozwolić. Tu często nie ma miejsca na ‚wydaje mi się’ lub ‚to chyba tak powinno wyglądać’… Jeśli czegoś nie jesteś pewien lub masz za małą wiedzę bądź doświadczenie, nie bój się odesłać takiego klienta do kogoś kto się tym zajmuje.

Rolą instruktora jest, poprzez dobór odpowiednich ćwiczeń, wpłynąć na ciało swojego podopiecznego. Jest poprawa zakresu ruchu, napięcia mięśni, zmiana sylwetki, pozytywny wpływ na ogólnie pojętą jakość życia. Polepszenie równowagi, prioprocepcji, koordynacji. Poprawa stabilizacji i mobilizacji. Ale rolą instruktora nie jest leczenie. Jego rolą nie jest zagłębianie się czy ból, z którym klient przychodzi, jest bólem mięśniowym czy korzeniowym. Czy zastanawianie się czy przy danym schorzeniu zastosować trakcję czy też nie. To jest już działka fizjoterapeutów. Albo trenerów z wykształceniem medycznym. Gdyż pamiętajmy, primum non nocere, czyli po pierwsze nie szkodzić. A czasami wielkie ambicje i brak wiedzy oraz doświadczenia, może dać efekt zupełnie odmienny.

Osobiście uważam, że dobry instruktor, powinien mieć ogólne pojęcie o anatomii, fizjologii i biomechanice. Ogólne. Nie uważam, że  musi wiedzieć, jaką funkcję wykonuje mięsień podkolanowy czy zębaty tylny. I że skolioza może powodować zaburzenia trawienia czy hormonalne. Oraz jak wygląda rozkład sił w stawie kolanowym. Ale powinien mieć ogólne pojęcie o tym jakie istnieją wady postawy, co wtedy można ewentualnie zrobić, a czego za żadne skarby świata się nie dotykać.

Tu nie chodzi też o to by się nie kształcić. Wiedzę z różnych problemów zdrowotnych pogłębiać należy. Prawda jest taka, że na zajęciach grupowych praktycznie nigdy nie wiemy, co kryje ciało klienta. Możemy zaobserwować wady postawy. I musimy wiedzieć jak ułożyć lekcję, by była ona bezpieczna dla każdego jej uczestnika. Musimy wiedzieć jak wyglądają plecy płaskie a jak swayback i co możemy zrobić by nie zaszkodzić. Rozwijajmy swoje techniki prowadzenia zajęć, jeźdźmy na szkolenia, czytajmy książki, rozwijajmy się non stop. Ale wiedzę, którą uzyskujemy filtrujmy i wykorzystujmy tylko to, co dla nas jest najważniejsze. Gdyż na etapie bycia instruktorem nie ma sensu wgłębiać się w najdrobniejsze szczegóły budowy ciała człowieka.

Ku zakończeniu napiszę jedynie – bądźmy rozsądni 🙂 i pójdę czytać kolejną książkę 🙂

IMG_5401.JPG

Pilates skoliotyczny

Minął ostatni weekend maja a wraz z nim mój pierwszy, autorski warsztat „Ćwiczenia Pilates a wady postawy i schorzenia kręgosłupa”. Zatem mogę spokojnie wziąć się za pisanie artykułu o ćwiczeniach Pilates jako formie pracy z osobami skoliotycznymi.

Nie będę tutaj wchodzić w szczegóły czym jest skolioza, gdyż wyszłoby tego tak dużo, że spokojnie na 3 artykuły mogłabym to podzielić. Chcę się skupić przede wszystkim na tym, jakie ćwiczenia Pilates, a dokładnie te z wykorzystaniem dużego sprzętu, można śmiało zastosować w treningu z osobami ze skoliozą.

A więc ready, steady, go!

CEL ĆWICZEŃ:

  1. elongacja
  2. wzmacnianie
  3. stabilizacja
  4. zwiększenie ruchomości

Dawno temu, jeszcze za czasów studiów, mądre podręczniki mówiły, że praca ze skoliotykami powinna być jednostronna. Totalnie się z tym nie zgadzam. W mojej wieloletniej pracy jako trenera Pilates i fizjoterapeuty nigdy nie spotkałam się ze skoliozą o jednym łuku. Gdy jeden element kręgosłupa zaczyna zmieniać swoje ustawienie, element towarzyszący robi to również, by dopasować się do powstających zmian. Co oznacza, że gdy zaczyna tworzyć się łuk w jedną stronę, w konsekwencji powstaje również łuk w stronę przeciwną. Mięśnie po stronie wypukłej są rozciągnięte, natomiast po stronie wklęsłej skrócone. Mając zatem skoliozę dwułukową, z łukiem pierwotnym i wtórnym, po jednej i po drugiej stronie mamy zarówno część wklęsłą, jak i wypukłą.

Co w takim przypadku? Właśnie wydłużać, wzmacniać i stabilizować. Zdecydowanie. Nie działać jednostronnie, działać obustronnie. A do tego jeszcze holistycznie. Gdyż skolioza to nie tylko choroba układu ruchu. To również choroba obejmująca w tych cięższych przypadkach układ oddechowy, krwionośny, pokarmowy i nerwowy. Zatem w czasie układania planu treningowego patrzmy na wszystkie te aspekty, a nie tylko na to, w którą stronę jaki łuk się utworzył.

Cadillac i spine corrector to dla osoby skoliotycznej istne zbawienie. Spine corrector dopasowuje się swoim kształtem do krzywizn kręgosłupa, podczas gdy Cadillac daje olbrzymie możliwości ustawiania i pracy ciała w rożnych płaszczyznach. Natomiast beczka jest wspaniała jeśli chodzi o otwieranie klatki i pracę na rozciąganiu pleców i boków ciała w pozycjach wysokich.

Ćwiczenia, które doskonale się tu sprawdzają to:

  1. roll down z wykorzystaniem roll down bar na spine correctorze – celem jest mobilizacja i elongacja kręgosłupa, a także wzmocnienie mięśni brzucha i stabilizacja obręczy barkowej. IMG_4538
  2. side bend z długą sprężyną i rękojeścią na spine correctorze – celem jest mobilizacja kręgosłupa, rozciągnięcie go bocznie, wzmocnienie mięśni skośnych i czworobocznego lędźwi.        IMG_4539
  3. hinge z roll down bar – celem jest elongacja i stabilizacja kręgosłupa, wzmocnienie mięśni brzucha
    IMG_4544

 

 

 

 

 

 

 

4. roll down standing z PTB – mobilizacja i elongacja kręgosłupa

5. odchylanie stojąc – celem jest elongacja i stabilizacja kręgosłupa, wzmacnianie mięśni brzucha, stabilizacja obręczy barkowej

IMG_4548

6. półprzysiad – celem jest elongacja i stabilizacja kręgosłupa, wzmocnienie mięśni nóg, stabilizacja obręczy barkowej

IMG_4547

7. chest expansion – mobilizacja kręgosłupa, otwieranie klatki piersiowej, wzmacnianie mięśni brzucha

IMG_4543

8. side bend – mobilizacja boczna kręgosłupa, wzmacnianie boków talii, rozciąganie boków ciała

9. swan dive prep  – przeprost kręgosłupa piersiowego, elongacja i mobilizacja kręgosłupa.

IMG_4540

Jakie są odczucia klientki po takim zestawie ćwiczeń? Rewelacyjne! Za każdym razem czuje, że jej ciało pracuje. Nie jest to ból, a uczucie zmęczonych mięśni, które zrobiły naprawdę niezłą pracę.

Zespół skrzyżowania górnego a Pilates

Czytając ostatnio jedną z książek o anatomii w ćwiczeniach Pilates wpadłam na hasło ‚upper crossed syndrome”. Niby się z tym spotkałam, ale jednak nie do końca wiedziałam o co chodziło. Zaczęłam więc szukać i szperać by pogłębić wiedzę. I tak oto powstał ten wpis 🙂

Zacznijmy od początku, tak więc od definicji. Czym jest ów tajemniczy zespół skrzyżowania górnego? Jest to zespół dolegliwości bólowych i zmiany w postawie ciała charakteryzujący się zaokrąglonymi barkami z odstającymi łopatkami i głową wysuniętą do przodu.

PS: Czyż tak właśnie nie wygląda 3/4 naszego społeczeństwa? Ba, ludzkiej populacji?

fig04_02a

Od strony mięśniowej sprawa ma się następująco:

  • słabe są zginacze szyi (efekt -> głowa wysunięta do przodu i często zadarta)
  • przykurczone są mięśnie podpotyliczne, mięsień czworoboczny część zstępująca (górna) oraz dźwigacz łopatki (efekt -> barki uniesione w górę)
  • słabe są mięśnie równoległoboczne oraz czworoboczny część wstępująca (dolna) (efekt-> odstające łopatki)
  • przykurczone są mięśnie piersiowe (efekt -> zaokrąglone barki, ramiona zrotowane wewnętrznie)

Będąc jeszcze bardziej dokładną:

  1. przykurczone są mięśnie: piersiowe, górna część czworobocznego, dźwigacz łopatki, mostkowo-obojczykowo-sutkowy, podpotyliczne, podłopatkowy, najszerszy grzbietu, zginacze ramion
  2. wydłużone są mięśnie długi głowy, długi szyi, pod i nadgnykowe, zębaty przedni, równolegoboczne, dolna część czworobocznego, tylnej części stożka rotatorów, prostowniki ramion

Skąd nazwa zespół skrzyżowania górnego? Ponieważ przykurczone mięśnie po stronie grzbietu, czyli górny czworoboczny i dźwigacz łopatki krzyżują się z przykurczonymi mięśniami po stronie klatki piersiowej czyli piersiowymi. Natomiast wydłużone od strony przedniej mięśnie zginacze szyi krzyżują się z wydłużonymi po stronie grzbietowej mięśniami równoległobocznymi i dolnym czworobocznym.

Spójrzmy zatem na typowego szczura korporacyjnego/informatyka/smartphonoholika. Widzimy podobieństwo? Tak, zespół skrzyżowania górnego najczęściej można spotkać u osób o siedzącym trybie życia, niskim poziomie aktywności fizycznej, kiepskich nawykach ruchowych.

UCS
West Family Chiropractic

Idąc za Jandą, czeskim lekarzem i twórcą zespołu, taki wzorzec napięcia i nierównowagi mięśniowej prowadzi do dysfunkcji stawów na wielu poziomach, zaczynając od odcinka szyjnego i stawu szczytowo-potylicznego, pomiędzy kręgami C4-5, szyjno-piersiowego, na poziomie Th4-5 oraz ramiennego.

Na tym nie koniec. Gdyż do tego wszystkiego dołączają się objawy bólowe. Mięśnie są przykurczone, ponapinane, ograniczony jest dopływ krwi do nich, a co za tym idzie, substancji odżywczych i tlenu. Powstają bolesne punkty spustowe. Zaczynają funkcjonować w sposób niewłaściwy aktywując się w czynnościach, do których nie są przystosowane.

Wysunięcie głowy do przodu może powodować nacisk na naczynia zaopatrujące w krew mózg. Może dojść do zawrotów głowy lub szumów usznych. Uniesienie barków w kierunku uszu może napięciowo rzutować na szczękę i doprowadzić do zgrzytania zębami i ścierania ich powierzchni. Zamknięcie klatki piersiowej wpływa na tor oddychania (klatka piersiowa przestaje pracować trójwymiarowo w czasie oddychania) powodując jednocześnie mniejszą wydolność oddechową.

Tyle straszenia. Przejdźmy do konkretów. Co robić aby zapobiec tym wszystkim nieciekawym następstwom zespołu skrzyżowania górnego? Ano przywracać równowagę, czyli skracać to co wydłużone i wydłużać to co skrócone 😉 Łatwo napisać, trudniej faktycznie wykonać.

  1. Pierwszą i najważniejszą rzeczą jest wytłumaczenie jak powinno wyglądać neutralne, co więc za tym idzie, prawidłowe ułożenie dla głowy, szyi, barków, ramion i klatki piersiowej.
  2. Zdecydowanie praca na oddychaniu w wersji trójwymiarowej, z ruchomością klatki piersiowej w przód, tył i na boki będzie tu potrzebne.
  3. Praca nad stabilizacją łopatek, ich powrotem na właściwe im miejsce połączona jednocześnie z otwieraniem ramion
  4. Praca nad elongacją odcinka szyjnego i piersiowego

Co zatem możemy pilatesowo tutaj zdziałać?

  • izolacja łopatek w pozycji siedzącej, w leżeniu tyłem na spine correctorze, z PTB na cadillacu
  • spine twist
  • hip rolls
  • nauka roll over prep bez angażowania klatki, ramion czy odcnka szyjnego
  • leg pull supine prep
  • side leg lift i kick najlepiej na beczce czy spine correctorze (dla wymuszenia lepszej stabilizacji i elongacji)
  • cała praca ramion w back rowing prep na reformerze czy cadillacu
  • push thru on stomach na cadillacu, a na macie wszystko związane z pracą ramion w leżeniu na brzuchu jak breast stroke prep, diamond press, swan dive prep
  • arm openings

 

 

 

 

 

 

Daniella Mallach, moja guru

W kwietniu 2011 r. po raz pierwszy pojechałam do Brna na szkolenie, moje pierwsze szkolenie STOTT Pilates. To była intensywna mata. Prowadziła ją wtedy nauczycielka z Izraela, Daniella Mallach. Daniella okazała się kobietą o niezwykle trudnym charakterze  i olbrzymiej wiedzy. Potem byłam na szkoleniu z nią w grudniu 2011 (zaawansowana mata), kwietniu 2012 (urazy i specjalne grupy klientów) oraz na warsztatach w kwietniu 2015 (case study) i teraz w kwietniu 2017. Za każdym razem Daniella zaskakiwała mnie czymś nowym, innym spojrzeniem na sprawę i podejściem do tematu.

Co prawda jej strona jest dość nieczytelna, ale warto tu umieścić do niej link: http://www.daniellamallach.com/en/

W ostatni weekend kwietnia miałam okazję spędzić z nią dwa dni na warsztatach teoretyczno-praktycznych o skoliozie i powiązaniu stopy z centrum ciała. Dwa intensywne dni.

Daniella ostatnimi czasy zaczęła się dość mocno zajmować metafizyką, teorią uzdrawiania kwantowego itd. Naprawdę uwielbiam ją za jej wiedzę. Case study z kwietnia 2015 pokazało mi, jak w czasie niecałej godzinie pracy z klientem, z idealnie dobranymi ćwiczeniami do jego potrzeb, potrafi zmienić jego sylwetkę. Ale… No właśnie, pojawiło się drobne ale… Pokochaj siebie, zobacz i poczuj przepływającą energię, wszystko jest energią… Nie mam nic przeciwko temu, jednak nastawiałam się na bardziej rehabilitacyjny warsztat, bardziej medyczny, konkretny niż sam przepływ spiralnej i trójwymiarowej energii przez kręgosłup skoliotyka.

Wracając do samego wyjazdu. Intensywność zaczęła się od tego, że Kornel miał kaszel i katar i sam wyjazd wisiał na włosku. Z planowanych 5 godzin snu wyszły może 2 pełne. Wszystko przez jego płacz i kasłanie. Podróż autem też nie była najlepsza, po jakieś 1,5 godziny snu zmieniłam Janka i byłam kierowcą. I byłam tak bardzo nieprzytomna, że szkoda pisać.

IMG_4689.JPG

Pierwszy dzień dotyczył pracy ze skoliozami. Pracy z klientami indywidualnymi. Pracy dość specyficznej, bardziej terapeutycznej niż stricte pilatesowej. Daniella pokazała ćwiczenia, w których następuje przede wszystkim rozluźnienie i wydłużenie kręgosłupa. Nie były to typowe ćwiczenia, które znam i z którymi sama pracuję przy skoliozach. Natomiast zastanawiam się, czy każdy może pozwolić sobie na tak indywidualna i tak terapeutyczną pracę z klientem.

Czasem mam wrażenie, że warsztaty nie są dostosowane do potrzeb uczestników. Zakładam, że z 20 obecnych tam osób, 5 miało wiedzę medyczną, a pozostałe 15 było instruktorami pilates zajmującymi się tym po godzinach i prowadzącymi zajęcia grupowe. Pytanie zatem brzmi – ile oni wyniosą z takiego warsztatu? Ile będzie zachłyśnięcia się super wiedzą, a ile z tego wykorzystają faktycznie? Na ile będą wiedzieć jak to użyć w praktyce?

Drugi dzień dotyczył stopy. Jej budowy, ustawienia i zaburzeń, które wpływają na pracę reszty ciała. Mówiliśmy sporo o mięśniach jak piszczelowy tylni, płaszczkowaty czy podkolanowy, o tym jak je wyczuć i jak z nimi pracować, by wywołać zmianę ustawienia stopy. Ponownie, mniej pilatesowo, praktycznie w ogóle nie pilatesowo, za to bardziej terapeutycznie i rehabilitacyjnie.

Niedzielę zakończyliśmy dwu i pół godzinnym warsztatem z reformerem z wieżą. Nowe pomysły, połączenia, modyfikacje ćwiczeń. Muszę przyznać, że Daniella jest mistrzynią modyfikacji. Wiele z ćwiczeń przyda mi się do pracy z osobami ze skoliozą, inne wymagają przemyślenia z kim i dlaczego je wykorzystam.

Błąd
This video doesn’t exist

IMG_4729.JPG

Po zakończonym weekendzie przyszedł czas na zasłużony odpoczynek, czyli Aqua Land, wino i słońce ❤

IMG_4794.JPG

Medyczny Trening Terapeutyczny czyli level up zwykłego treningu

Z reguły sytuacja wygląda tak, że do trenera idzie się po to by zrobić masę, rzeźbę albo schudnąć. Wciąż rzadko spotykane jest by korzystać z jego oferty w celach leczniczych. Ja mam to szczęście, że w zdecydowanej większości przypadków trafiają do mnie klienci z problemami zdrowotnymi. Pilates i fizjoterapia pięknie się ze sobą łączą i uzupełniają, więc to jest moja droga do leczenia i uzdrawiania poprzez ćwiczenia.

Jak wiadomo, nie można spocząć na laurach. Branża medyczna zmienia się tak naprawdę z miesiąca na miesiąc. Co chwilę są nowe badania, wyniki, osiągnięcia naukowe, które wprowadzają coś nowego. Zatem stanie w miejscu jest jak strzał w kolano, nie ma Cię, jeśli się nie rozwijasz. W tym celu postanowiłam pójść na szkolenie z Medycznego Treningu Terapeutycznego. By móc uzupełnić moją fizjoterapeutyczną  i wyjść poza pilatesową wiedzę. By wiedzieć jeszcze lepiej jak rehabilitować ruchem osoby po operacji zerwanych więzadeł, wymienionych bioder czy uszkodzonych kręgosłupów.

IMG_4653

MTT to szkolenie cztero-modułowe. Każdy moduł to 3 dni ciężkiej pracy, zarówno umysłowej, jak i fizycznej. Poświęcone jest zagadnieniom różnych form treningu i dopasowaniem go pod rożne schorzenia układu ruchu. Szkolenie prowadzi prof Lasse Thue (Prezes Kaltenborn-Evjenth Interational, specjalista od przygotowania fizycznego piłkarzy FC Barcelona oraz kadry norweskich biegaczek). Człowiek o niesamowitej kondycji w stosunku do swojego wieku. Oraz o olbrzymiej wiedzy. 

Pierwszy moduł, który miał miejsce 21-23.04.17, dotyczył kolana i biodra. Spora ilość badań, nowinek i ciekawostek. Dowiedziałam się jak układać plany treningowe pod konkretne schorzenia kończyny dolnej, jakie ćwiczenia obejmują mobilizację, sensomotorykę, a jakie trening siłowy. Ale dał mi też do zrozumienia, że czas nadrobić trochę fizyki, gdyż biomechanika leży i się śmieje ze mnie w niektórych przypadkach 😉

18033860_1944516292501849_4543144566623193456_n

Z niecierpliwością czekam na kolejny, czerwcowy moduł, tym razem o schorzeniach kręgosłupa, czyli o czymś, co mnie fascynuje najbardziej!

 

Mój sprzęt, moje szczęście

Jestem szczęściarą! Wiecie dlaczego? Ponieważ robię to co lubię i lubię to co robię. W jednej z mądrych książek kiedyś przeczytałam, że nie zostanie się milionerem robiąc coś, czego się nie lubi. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak odliczać dni 😛

Pilates jest moim szczęściem. Pierwszy certyfikat był moim szczęściem. Potem studio. Klienci. Warsztaty. A ostatnio moim największym szczęściem (oczywiście zaraz po Kornelu) jest sprzęt. Coś w tym jest, że jak się już zgromadzi cały sprzęt pilatesowy, nie chce się wracać do ćwiczeń na macie.

Przedstawiam Wam krainę mojego pilatesowego szczęścia, moje „małe” zabawki 🙂

  1. reformer

Od tego wszystko się zaczęło. No może, od maty się zaczęło, ale reformer był moim pierwszym poważnym zakupem. 7 lat temu kupiłam swoje pierwsze łóżko, drewniane, polskie, z Lęborka. Ponieważ znałam tylko ćwiczenia na macie, pojechałam specjalnie do Teresy Kryszkiewicz do Poznania, by pokazała mi podstawowe ćwiczenia na nim.

Potem, z dotacji unijnej na innowacje dla mikroprzedsiębiorstw, dostałam pieniądze na zakup 5 reformerów z wieżą. I tak oto pojawiły się w grafiku grupowe zajęcia.

Co jest niesamowitego w reformerze? Wszystko 😛 Uwielbiam na nim ćwiczenia bez sprężyn, które zmuszają ciało do gigantycznej stabilizacji i pracy mięśni głębokich. Uwielbiam wszystkie mostki, węże i podpory. Ćwiczenia, w których łączą się ze sobą precyzja, siła, wytrzymałość i elastyczność.

IMG_4197

2. spine corrector

Po reformerach długo nie było nic. Pierwsze studio blokowało mnie z możliwością rozwoju sprzętowego. Ale zaraz po przeprowadzce i zrobieniu kursu na łuk, korektor i beczkę, postawiłam kupić ich aż 6. Stały się ciekawym urozmaiceniem zajęć.

Korektory uwielbiam za brzuszki, gdzie mięśnie „palą jak cholera”, mobilizację kręgosłupa w zakresie, który nigdzie nie był osiągalny, i pracę w leżeniu na brzuchu, która stała się o wiele bardziej wygodna niż na long boxie na reformerze.

IMG_4194.JPG

3. Beczka

Jak szaleć, to szaleć po całości. Niedługo po pojawieniu się spine correctorów, w Studio zagościła beczka (a dokładnie to ladder barrel). Przyrząd, który jest dla mnie kwintesencją delikatności i elastyczności. Śmiało mogę rzec, że jest to najbardziej kobieca rzecz w studio. Taka opływowa, zgrabna, okrągła. Nigdzie nie zrobi się taki wygięć do tyłu, przodu, boku jak na beczce. Moja miłość ❤

IMG_4236

4. Cadillac

Brzmi dumnie, prawda? Jestem bardzo dumna, że mam tak dumnie brzmiący sprzęt na stanie. Cadillac ma dla mnie takie dwie funkcje. 1 – rehabilitacyjna. Jest wyższy, lepiej się obserwuje ciało klienta wykonującego ćwiczenia, można na nim robić wiele pozycji znanych mi z fizjoterapii (jak np trakcje dla kręgosłupa). 2 – akrobatyczna. Cadillac jest jedynym sprzętem, na którym można robić pozycje odwrócone. Pozycje, które wymagają olbrzymiej siły rąk, brzucha, pleców. Niesamowitej stabilizacji i wytrzymałości. Które są piękne. Ale cholernie trudne.

IMG_4234

5. Krzesło

Ostatnim gadżetem pilatesowym, jaki pojawił się w studiu, było krzesło. Tak jak beczka jest przyrządem niezwykle kobiecym, krzesło jest dla mnie bardzo męskie. Siermiężne w wyglądzie, kanciaste i mocne. Nie ma tu gracji, jest siła 😉 Gdybym miała przeprowadzić trening z facetem, wykorzystałabym reformera, wieżę i krzesło. Co jest natomiast niesamowitego w tym kawałki drewna i metalu? To, że najbardziej można tu poczuć mięsień poprzeczny brzucha. W każdym razie ja mam takie odczucie. Zwykły footwork jest tutaj niezłą pracą brzucha!

IMG_4193.JPG

Gdyby ktoś kazał mi się przenieść do studia, które nie ma sprzętu, chyba bym się popłakała. Ale co gorsza, gdyby ktoś zabronił mi pracować z pilates, moje życie w dużej mierze straciłoby sens. Naprawdę.

Efekt wow!

Jednym z marzeń, jakie chodziły za mną przez dłuższy czas, była profesjonalna sesja zdjęciowa. Pilatesowa. Na sprzęcie. I w połowie lutego tego roku moje marzenie się spełniło. Efektem są niesamowite zdjęcia, które po spojrzeniu na nie, wywołują efekt „wow”. A potem pytanie ‚to jesteś Ty?’. A potem kolejne pytanie ‚Ale to serio jest Pilates?’. Taki efekt pragnęłam osiągnąć. Sesja miała być nie tylko dla mnie i dla spełnienia moich marzeń, ale również, by pokazać innym ludziom, którzy myślą, że na Pilatesie się tylko leży i oddycha, że Pilates potrafi być ‚wow’!

IMG_2850szum.jpg

Aby sesja doszła do skutku, musiały być spełnione odpowiednie warunki. Po pierwsze – musiałam mieć figurę, która nie była by dla mnie krępująca. Po drugie – musiałam mieć cały sprzęt. A po trzecie – musiałam kupić dobre ciuchy.

Powiem Wam szczerze, nigdy bym się tak nie ubrała do prowadzenia zajęć! Nigdy przenigdy! Było mi tak głupio ćwiczyć w tak kusym staniku, że gdyby nie super fotografka, w życiu bym się nie ośmieliła rozebrać! 😉

IMG_2917.jpg

Oceńcie teraz sami -> czy Pilates faktycznie wydaje Wam się nudny? Łatwy? Dla seniorów? O matko, przecież ja tu nic nie robię! 😛

IMG_3024.jpg

Faux pas w ćwiczeniach

Ostatnio opracowywałam artykuł, w którym pisałam o błędach w czasie ćwiczeń. O błędach notorycznie i nagminnie powtarzanych. Powielanych. Wszędzie robionych. Przez tych co się znać powinni, jak i tych co znać się nie muszą. O błędach, które z biegiem czasu, mogą przynieść naprawdę kiepskie konsekwencje.

Dlaczego o tym tu piszę? Gdyż porządny pilates stara się błędy te prostować. Ale tylko porządny. Bo ten o kant stołu może je tylko spotęgować. Albo i dorzucić nowe do worka dziwnych ćwiczeniowych zwyczajów.

Generalnie, zawsze będę wychodzić z założenia i wszem i wobec głosić, że pilates powinien być pierwszym rodzajem aktywności fizycznej, zanim zaczniemy robić co innego. Żadna inna forma ruchu nie powie i nie nauczy tyle o prawidłowej, pozbawionej przeciążeń, naturalnej postawie ciała, stabilizacji i poprawnym ruchu, co pilates właśnie.

Ale przejdźmy do rzeczy, czyli jakie błędy są najczęściej powtarzane w czasie ćwiczeń?

  1. brzuszki z przyklejonym kręgosłupem

Sama nie wiem o co w tym chodzi. Czy ma być łatwiej bo nieruchomo czy ma brzuch mocniej pracować? A może ma być łatwiej dla instruktora, bo jak zakomunikuje przyklejenie pleców, to nie musi chodzić i sprawdzać czy faktycznie są dobrze ułożone? Jedno jest pewne, nie jest to prawidłowe ustawienie pozycji. Dlaczego Wklejenie dolnych pleców w matę powoduje wypłaszczenie, zniesienie krzywizny odcinka lędźwiowego kręgosłupa, zatem zmienia jego naturalne ustawienie. Do tego nadmiernie angażuje mięsień prosty brzucha, zmniejsza napięcie mięśni pleców w ich dolnym odcinku, czyli go osłabia. I bądź co bądź, w efekcie może prowadzić (i pewno kiedyś tym zaskutkuje) do dyskopatii.

2. lifty nóg w wersji wymachów

Czyli leżę na brzuchu i macham nogą. Nie napinam. Nie pracuję. Nie wzmacniam. Rozrywkowo macham. Wymachuję. A to są wznosy. Lub wyprosty w stawie biodrowym. Ruch ten, przy ustabilizowane miednicy, aby dać pracę dla mięśni pośladkowych, odbywa się w zakresie 10-30 stopni. To jest norma. Nie 60 stopni. Nie do sufitu również. Nie im wyżej, tym lepiej. Takie machanie, oprócz obciążenia odcinka lędźwiowego, naprawdę nic nie daje. Nic a nic. Bo zamiast pośladków pracują przede wszystkim mięśnie dolnego odcinka kręgosłupa, które (przeciwnie do poprzedniego ćwiczenia) są nadużywane i prowadzą do zwiększenia krzywizny, czyli lordozy. Pośladek może gdzieś tam się napina, ale biada plecom.

3. lifty w pozycji podporu na łokciu

Dlatego nie chodzę na fitness. Jak raz czy dwa razy poszłam, to właśnie to ćwiczenie spowodowało, że z hukiem opuściłam salę. Jak można tak krzywdzić swoje ciało?! Może dla niektórych pozycja ładnie wygląda, choć dla mnie jest pogięta jak rozciągnięty i ponownie złożony spinacz. Wygląda jak pozycja typowo plażowa, gdzie jedną ręka trzyma się gazetę, a w drugiej plastikowy kubek z piwem. A może chodzi o zakres ruchu, który rzeczywiście wygląda tu całkiem spektakularnie? Bo na bank nie chodzi tu o wzmacnianie i zdrowie. Zatem przybliżę pozycję spinacza – jest to leżenie bokiem, podpór na łokciu, dłoń podtrzymuje głowę. Talia leci w dół ile się da by noga mogła poszybować do sufitu skręcając miednicę w tył. A dlaczego jest to zła pozycja do robienia liftów? A dlatego że obciąża odcinek szyjny, bark, zmienia ustawienie odcinka piersiowego, obciąża odcinek lędźwiowy, destabilizuje dolne plecy i miednicę. I zamiast pracować odwodzicielami, pracuje sama nie wiem czym, bo tyle niepotrzebnych mięśni się tam włącza w ten dziwny ruch.

4. unoszenie bioder najwyżej jak się da

Istnieje taka moda, że im wyżej, tym lepiej. Im mocniej, tym skuteczniej. Idziemy na ilość, a nie na jakość. Tak też sprawa wygląda z wykonywaniem wznosów miednicy. Zamiast dobrze wzmacniać pośladki prostując biodra, przeciąża się odcinek lędźwiowy. Dlaczego? Ponieważ miednica jest unoszona tak wysoko, że odrywają się łopatki od maty, żebra puszczają, brzuch się wypycha, klatka piersiowa unosi wysoko, a kręgosłup zamiast być w jednej linii, wygina się w łuk. Dla mnie istnieją dwa wznosy miednicy – z mobilizacją kręgosłupa, i z jego stabilizacją. Czyli taki gdzie praca jest kręg po kręgu w górę aż do wyprostu bioder oraz taki gdzie praca jest od razu z napięcia pośladków do wyprostu bioder z utrzymaniem kręgosłupa lędźwiowego nieruchomo. Łączy je natomiast jedna zasada, klatka zostaje w dole, mostek jest ciężki, górny odcinek piersiowy leży na podłożu, a brzuch jest napięty. I taka mała zmiana powoduje zabezpieczenie odcinka lędźwiowego zamiast jego okrutne obciążenie.

5. nożyce nad podłogą

O matko przenajświętsza! Kto to wymyśla? To, jak i następne ćwiczenie, to plecowy koszmar. Nie wiem czy znam coś co bardziej obciąża odcinek lędźwiowy. Jeśli mięśnie brzucha (wszystkie, co oznacza, że także skośne i poprzeczny) są odpowiednio silne, są w stanie utrzymać ciężar nóg nad poziomem podłogi. I jeśli nie ma zaburzonych napięć w biodrach. Jeśli jednak brzuch jest za słaby, opuszczenie nóg powoduje, że jego mięśnie puszczają, odcinek lędźwiowy wygina się w łuk, miednica leci do przodopochylenia i tyle w temacie. Zamiast wzmacniać brzuch, nadmiernie napinają się mięśnie dolnych pleców przeciąża się odcinek lędźwiowy. A wszystko dlatego że dźwignia jaką dają proste nogi jest bardzo często o wiele zbyt duża w stosunku do siły brzucha.

6. opuszczanie nóg (o zgrozo prostych!) tuż nad podłogę

Cóż mogę napisać. Ćwiczenie swoją genialnością na równi z ćwiczeniem powyżej. O tyle gorsze, że wymaga utrzymania opuszczonych nóg nad podłogą i pracowania nimi. Czyli odcinek lędźwiowy pozostaje w obciążeniu przez stosunkowo długi okres czasu.

7. podpory

Podpory to kolejne ćwiczenie, gdzie każdy ma swoją własną wersję. Byle tylko być na dłoniach i stopach, a to że ciało ma kształt powyłamywanego kija, a nie prostej deski, to już sprawa mniejszej wagi. Problem z plankiem jest taki sam jak w przypadku pozostałych ćwiczeń, najczęściej przy źle ustawionej pozycji, obrywa mocno odcinek lędźwiowy. Obrywają też nadgarstki i łokcie (jeśli ciało zapadnie się w łopatkach), kolana (gdy wyjdzie w nich przeprost), odcinek szyjny (jeśli głowa będzie zwisać lub nadmiernie się zadzierać) i masa innych elementów ciała. Mówi się, że plank jest najlepszym ćwiczeniem ogólnie wzmacniającym ciało, w tym mocno pracującym na głębokich mięśniach brzucha. Owszem, ale tylko pod warunkiem, że jest faktycznie prawidłowo wykonywany!

8. mogłabym wymieniać bez końca więc na razie poprzestanę na tym 😉 Czasami naprawdę warto pomyśleć, przeanalizować, popatrzeć w biomechanikę, fizjologię i anatomię ludzkiego ciała, zamiast ślepo podążać za trendami. Czasami też nie warto jest robić ćwiczeń trudniejszych, bardziej zaawansowanych, wymagających większej siły, stabilizacji czy wytrzymałości, tylko po to, by pokazać innym, że można. Nie można jak się nie potrafi.

2017 rokiem czytania książek!

Ostatnimi laty często narzekałam, że nie mam kiedy czytać. Z reguły udawało mi się przeczytać jedną, góra dwie książki w okresie świąt Bożego Narodzenia i Sylwestra. W tym roku postanowiłam sobie inaczej. W tym roku będę czytać! Swoją drogą, nakupowałam całą masę książek i aż mi było głupio przed samą sobą, że leżą i gromadzą kurz, a ja nic z tym nie robię. I tak oto się uparłam, zaparłam i czytać zaczęłam 🙂

Mamy marzec a ja już przerobiłam 6 lektur 😀

  1. „Potęga pewności siebie” Brain Tracy

IMG_4173.JPG

 

 

Tak jak jeszcze „Pocałuj tę żabę” było ciekawe, tak ta książka w wielu miejscach powtarzała się z Żabą. Końcówkę czytałam już z dużym przymusem, omijając niektóre zdania, gdyż po prostu mnie nudziła. Myślę, że raczej już nie sięgnę po żadną książkę Briana.

 

 

 

 

2.  „Bogaty ojciec, biedny ojciec”Robert Kiyosaki

IMG_4174.JPG

 

 

Pierwszy raz tę książkę czytałam 6 lat temu. Wiele z niej odpuściłam. Nie bardzo ją rozumiałam. Te wszystkie kwadranty przepływu pieniędzy, informacje o inwestowaniu. Teraz, książka dała mi naprawdę sporo i bardzo się cieszę, że zdecydowałam się ją przeczytać po raz drugi.

 

 

 

3. „Anatomy of breathing” Blandine Calais-Germain

IMG_4172.JPG

Na studiach najpierw robiłam badania o wpływie ćwiczeń oddechowych wg koncepcji Pilates na parametry spirometryczne dzieci z astmą oskrzelową. Nawet miałam z tego pisać pracę magisterską. Potem zmieniłam promotora i zafascynowałam się rehabilitacją u pacjentów po zabiegach resekcji przełyku. W każdym razie, po przeczytaniu tej książki, miałam olbrzymią chęć wrócić na studia i napisać pracę doktorską o rehabilitacji oddechowej. Dawno żadna książka anatomiczna, i to w języku angielskim, nie wywołała u mnie tylu pozytywnych emocji! Gdyby książki akademickie były pisane w ten sposób, na bank ludzie by się o wiele chętniej uczyli!

4. „Historia wewnętrzna. Jelita – najbardziej fascynujący organ naszego ciała” Giulia Enders

IMG_4175.JPG

 

Hit książkowy! No mega! O czym czytasz książkę? O jelitach! Moi znajomi patrzyli na mnie ze sporym zdziwieniem i zastanowieniem czy na pewno jestem normalna by czytać z taką fascynację książkę o budowie układu pokarmowego i kupie 😉 Uważam, że jest to rewelacyjna pozycja. Szczególnie dla osób, które interesują się dietetyką, zdrowym sposobem żywienia i generalnie zdrowiem.

 

 

 

5. „Food Pharmacy” Lina Nertby Aurell & Mia Clase

IMG_4177.JPG

 

No cóż, pięknie wydana, ze świetnymi zdjęciami. Ale po pozycji powyżej, ta książka nie zrobiła na mnie zbyt dużego wrażenia. Ma fajne przepisy, które wprowadziłam do swojego menu (rewelacyjna gryczana granola i shoty z kurkumą!!!) ale to tyle.

 

 

 

6. „Szkoła biznesu dla ludzi, którzy lubią pomagać innym” Robert Kiyosaki

IMG_4178.JPG

 

Przyznaję, że Robert pisze naprawę ciekawe książki. Można się wiele nauczyć. Ale jak jeszcze raz przeczytam o jego surferskich portfelach i byciu w Wietnamie, chyba się zastrzelę 😉

 

 

 

 

A to jeszcze piękna piramida książek, które grzecznie czekają w kolejce na swoją kolej

IMG_4176.JPG